Poprawa perspektyw ożywienia w Stanach Zjednoczonych obudziła obawy o wyrwanie się inflacji spod kontroli Fedu, w efekcie czego deklaracje o niepodnoszeniu stóp procentowych jeszcze przez wiele kwartałów mogą stać się nic nie warte.
Jednak w kwietniu coś zaczęło szwankować w mechanizmie, gdzie dobre dane z gospodarki windują rentowności, a umacniający się z tego powodu dolar blokuje umocnienie ryzykownych walut i innych aktywów. W zakończonym tygodniu mieliśmy dwa wyraźne przykłady, gdzie dobre dane spotkały się ze spadającymi rentownościami. W ciągu tygodnia oprocentowanie 10-latek USA spadło o 10 pkt baz. pod 1,6 proc. i znalazło się najniżej od pół roku. Czy ryzyko ucieczki inflacji zmalało? Czy inwestorzy nagle zaczęli ufać deklaracjom przedstawicieli Fedu? A może rynek długu przestał przejmować się rosnącym zadłużeniem wynikającym z uruchamianych i planowanych programów fiskalnych?
Osobiście przyjąłem interpretację, że dane po prostu nie były wystarczająco dobre. I wiem, jak szalenie to brzmi, jeśli przypomnimy, że sprzedaż detaliczna w marcu wzrosła o prawie 10 proc. m./m. Sądzę, że źródłem problemu jest gorączka, z jaką wyprzedawano obligacje w poprzednim kwartale. Zainteresowani inwestorzy tak intensywnie zajmowali krótkie pozycje na rynku długu, że teraz stanęli przed dylematem: albo fundamenty szybko dogonią wycenę, albo trzeba się przyznać, że wyprzedaż zaszła za daleko. Fed nie zamierza kapitulować ze swojego gołębiego stanowiska, zatem dane muszą zacząć być absurdalnie proinflacyjne, w przeciwnym razie utrzymywanie pozycji na rynku długu staje się zbyt kosztowne. Mam wrażenie, że to drugie ma teraz miejsce. Nie oznacza to, że rentowności nie będą już rosnąć. Wyższe rentowności (choć niecałe 2 proc. dla 10-latek to wciąż nisko) mogą współistnieć obok strategii reflacyjnej i rajdu ryzykownych aktywów. Po prostu nie będą już wywoływać tak złowrogich implikacji, jakie się im przypisywało w poprzednich tygodniach.
Rentowności były w centrum uwagi, wszyscy – z przymusu lub ciekawości – się o nich rozpisywali, ale teraz powoli są spychane na bok i zapominane jak wakacyjny przebój. Taki przebój przyjemnie jest powspominać od czasu do czasu, ale też nic się nie stanie, jeśli przez wiele tygodni nie wpadnie nam w ucho.