W apogeum koronawirusowej paniki w marcu ub.r. wartość tego wskaźnika była niższa niż 1 proc., co wcześniej zdarzyło się tylko w 1998 r. w związku z kryzysami finansowymi, najpierw w Azji, potem w Rosji i gdy zagrożona została egzystencja gigantycznego funduszu spekulacyjnego LTCM) oraz w 2008 r. po upadku Lehman Brothers. W tych przypadkach z przeszłości podobnych do ubiegłorocznego kryzysu odbudowanie poziomu oczekiwań inflacyjnych do obecnych poziomów następowało w maju 2000 r. (a więc już po początku silnej bessy) oraz w kwietniu 2010 r. (na początku ponaddwumiesięcznej korekty cen akcji, której urozmaiceniem był majowy „Flash Crash").
Najsilniejszy od końca października ub.r. trzysesyjny spadek wartości S&P 500 o 4 proc. schłodził w tym tygodniu saldo nastrojów amerykańskich inwestorów indywidualnych do najniższego poziomu od początku lutego, ale pozostało ono dodatnie (+9,5 pkt proc.). Jeśli policzyć 30-tygodniową sumę tego wskaźnika (niejako skumulowane w danym okresie nastroje inwestorów), to zobaczymy, że okresie minionych kilkunastu lat z tak wysoką wartością jak obecnie mieliśmy do czynienia jedynie dwukrotnie: w marcu–kwietniu 2011 r. oraz w lutym–marcu 2015 r. W obu przypadkach te sygnały poprzedzały wielomiesięczne korekty spadkowe S&P 500 odpowiednio o 19,4 proc. (kwiecień–październik 2011 r.) i o 14,2 proc. (maj 2015 r. – styczeń 2016 r.). Jeśli jednak rozszerzymy okres obserwacji na całą historię tego wskaźnika nastrojów, sięgającą 1987 r., to zobaczymy, że obecne wartości takiej 30-tygodniowej sumy salda byków i niedźwiedzi, obserwowane jeszcze kilkukrotnie w przeszłości (styczeń 1996 r., lipiec 1997 ., maj 1999 r., grudzień 1999 r., marzec 2002 r., wrzesień 2003 r. oraz grudzień 2004 r.) niekoniecznie zapowiadały w każdym przypadku rychły początek znaczącej fali spadkowej cen akcji.
Polscy inwestorzy indywidualni badani co tydzień w sondażu Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych nie przestraszyli się tego osłabienia koniunktury na rynkach akcji. Saldo optymistów i pesymistów wzrosło do najwyższego poziomu od II połowy stycznia (+27,9 pkt proc.). Wydaje się, że krajowi inwestorzy indywidualni nadal pozostawali pod wpływem ostatniego wyjścia WIG na najwyższy poziom od 39 miesięcy. W poniedziałek WIG znalazł się już tylko 7 proc. poniżej poziomu swych historycznych szczytów z lat 2007 i 2018 (nieco ponad 67 500 pkt). Czas na cykliczną hossę zdaje się w szybkim tempie wyczerpywać, ale być może przed nadejściem bessy osiągnięcie poziomu tych rekordów będzie jeszcze możliwe. ¶