Po bardzo udanej końcówce 2020 r., w I kwartale bieżącego roku dług emerging markets zaliczył sporą przecenę. Był to wyraźny znak ostrzegawczy, że brak spełnienia warunków koniecznych w postaci słabego dolara oraz niskich rentowności na rynkach bazowych nie pozwala myśleć o tej klasie aktywów pozytywnie.
Analizując rynki wschodzące, oczywiście należy też uwzględniać sytuację lokalną poszczególnych państw i regionów. Rynek ten jest bardzo niejednorodny – trudno założyć wprost, że na ten moment obligacje emerging markets są atrakcyjne i postawić w tym miejscu kropkę. Zgodnie z metodologią MSCI do rynków wschodzących zalicza się Polskę, Czechy, Węgry, ale także Brazylię i Meksyk. Widać pomiędzy poszczególnymi regionami ogromne różnice, chociażby w spreadach oraz w zmienności tamtejszych rynków. Każdy z tych regionów z punktu widzenia inwestycyjnego ma swoje wady i zalety. W Ameryce Łacińskiej mamy szansę na dynamiczny wzrost gospodarczy, ale z drugiej strony sytuacja covidowa jest tam niepewna. Natomiast w naszym regionie sytuacja pandemiczna jest stabilna, ale coraz głośniej mówi się o zacieśnianiu polityki monetarnej. Z kolei w Azji kluczowym rynkiem są Chiny, które po kilku latach przerwy powracają do polityki „delewarowania" mocno zadłużonej gospodarki. W praktyce Pekin ogranicza warunki kredytowe oraz pozwala upadać tym podmiotom, które są nadmiernie zadłużone i w warunkach czysto rynkowych nie miałby szans przetrwać. W szczególności dotyczy to deweloperów odpowiadających za ponad jedną czwartą niewypłacalności, które już w kwietniu przekroczyły wartość 100 mld CNY (w 2020 r. wartość niewykupionych obligacji w Chinach przekroczyła wspomniany próg dopiero na przełomie października i listopada).
Dziś już wiemy, że za oceanem dokonał się ważny zwrot w kierunku tworzenia „gruntu" pod zacieśnianie polityki monetarnej. Wiedzą o tym również banki centralne państw z grona rynków wschodzących. Niektóre z nich już teraz reagują, podwyższając stopy procentowe, aby uniknąć ryzyka nadmiernej deprecjacji swoich walut. Wprawdzie systematyczny spadek oczekiwań inflacyjnych (m.in. ze względu na korektę na rynku surowców) sprzyja utrzymywaniu się rentowności amerykańskich obligacji dziesięcioletnich w okolicach 1,5 proc., niemniej jednak jakikolwiek sygnał kwestionujący przejściowy charakter inflacji (np. efekt drugiej rundy wywołany powrotem pracowników na rynek pracy za wyższe stawki) może gwałtownie przesunąć dłuższy koniec krzywej dochodowości. To sprawia, że wspomniane na początku warunki konieczne mogą w III kwartale nie zostać spełnione, co naturalnie nie jest dobrą informacją dla obligacji emerging markets. ¶