Od tamtego jesiennego dołka WIG zawędrował już prawie 70 proc. wyżej. Niemały w tym udział ma właśnie sektor bankowy, który w ostatnich miesiącach dla odmiany przeżywa niebywałą hossę za sprawą oczekiwań na pozytywne skutki podwyżek stóp procentowych.
Co w kolejnych kilku i kilkunastu miesiącach mogłoby pomóc w kontynuacji postpandemicznej hossy, a co mogłoby zaszkodzić? Pozytywnym czynnikiem jest trwająca hossa na Wall Street, gdzie indeks S&P 500 wszedł w okres wyjątkowo sprzyjającej sezonowości. Według wzorca sezonowego listopad i grudzień to jedne z najlepszych miesięcy w roku.
Wracając na rodzime podwórko, na plus należy zapisać dalsze rewizje prognoz zysków w górę w przypadku spółek z WIG. Krajowe akcje nie wydają się jednocześnie drogie, ani na tle prognozowanych zysków (P/E rzędu 12–13 w zależności od źródła danych), ani też przez pryzmat bardziej długoterminowych kryteriów takich jak P/E Shillera (13,0 po październiku). Ale okazyjne poziomy wycen z czasu wybuchu pandemii to już przeszłość (P/E rzędu 7–8).
Jednocześnie wypada zgodzić się z tezą, że zestawienie szans i zagrożeń stopniowo przesuwa się w stronę tych drugich. Polityka monetarna, zarówno krajowa, jak i globalna, konsekwentnie staje się bardziej jastrzębia. Wyższe koszty pieniądza w Polsce przy jednoczesnym ograniczaniu QE w USA tworzyć będą bardziej problematyczne środowisko dla rynku akcji w kolejnym roku. Tradycyjnie wciskanie hamulca przez Rezerwę Federalną odbijało się czkawką w pierwszym rzędzie rynkom wschodzącym, które już w tym roku ewidentnie dostały sporej zadyszki.
A skoro już o nich mowa, to warto dodać, że w październiku WIG według naszej analizy całkowicie domknął lukę względem indeksu MSCI Emerging Markets, względem którego dynamicznie nadrabiał ubiegłoroczne zaległości. To właśnie potencjał wynikający z tych zaległości stanowił jedno z głównych źródeł paliwa dla tegorocznego rajdu.