Mimo zainteresowania inwestorów obligacjami korporacyjnymi, którego przejawem są zapisy przekraczające niekiedy (coraz częściej) kilkukrotnie wartość ofert adresowanych do szerokiego grona odbiorców na podstawie prospektów emisyjnych, późniejsze debiuty nie prezentują się okazale. W tabeli obok zebraliśmy tego typu oferty, nominowane w złotych, które zostały przeprowadzone w 2023 r. i styczniu br. i zdążyły zadebiutować na Catalyst.
Jesienny podmuch
Jak łatwo się przekonać, mimo rosnącej z biegiem czasu popularności tego rodzaju emisji dopiero w ostatnich tygodniach, kiedy na rynek wtórny zaczęły trafiać oferty z listopada i grudnia ub.r., pierwsze transakcje przeprowadzano po cenach wyraźnie już wyższych od cen emisyjnych. We wcześniejszych miesiącach debiuty poniżej cen nominalnych nie należały do rzadkości. Ba, nader często po debiucie ceny spadały nawet nieco poniżej nominału, kiedy inwestorzy zdawali sobie sprawę, że za kilka tygodni dany emitent może powrócić z nową emisją, w której zaoferuje najpewniej te same warunki co ostatnio. Pewność stałych dostaw obligacji oferowanych na niezmienionych warunkach sprzyjała stabilizacji notowań.
Jednak od jesieni ub.r. debiuty wyceniane są wyżej. I nie tylko one. Wzrosły notowania także starszych serii, chociaż większość emitentów konsekwentnie oferuje w kolejnych emisjach wciąż te same warunki. Kruk nadal płaci 4 pkt proc. ponad WIBOR (tak jak w każdej złotowej publicznej emisji od listopada 2022 r.), Echo oferuje 4 pkt marży, Kredyt Inkaso przez cały rok oferowało 5,5 pkt proc., Ghelamco 5 pkt proc. marży itd. Zdarzają się i takie firmy jak PragmaGO, które stopniowo ograniczają marżę w kolejnych ofertach, ale trzeba pamiętać, że Pragma (ale też np. Victoria Dom) zaczęły ub.r. z wysokiego C. Wysokie kupony miały przyciągnąć odważnych inwestorów do rynku (przed rokiem jego kondycja wyglądała zupełnie inaczej niż obecnie) i to zadanie spełniły, natomiast z takich warunków nie sposób wycofać się po kilku miesiącach. Ale większość emitentów wykorzystuje panujące warunki po prostu do zwiększenia wartości emisji (pamiętajmy też o inflacji – wzrost wartości ofert na przestrzeni lat jest też dostosowaniem rynku do obniżonej siły nabywczej pieniądza). Wcześniej ta stała podaż trzymała ceny na Catalyst w pobliżu nominału lub poniżej, od listopada ten hamulec puścił. Dlaczego?
Zmiana obok rynku
Przyczyn najprawdopodobniej jest kilka. Ale nic tak nie nakręca popytu jak świadomość, że wkrótce będzie drożej. Widać to po emisjach obligacji oszczędnościowych. Resort finansów już niemal co miesiąc obcina oprocentowanie o 10 pkt baz., co wprawdzie ostatecznie ma bardzo małe przełożenie na wysokość odsetek z całego okresu inwestycji (ponieważ marże się nie zmieniły), ale mimo to (i mimo spadającej inflacji) popyt na obligacje rośnie. Bo kolejne serie (zmiana serii następuje w każdym miesiącu kalendarzowym) będą płacić mniej.
Inwestorzy z Catalyst mogą przypuszczać, że wcześniej czy później znaczące nadsubskrypcje połączone z napływami do funduszy dłużnych skłonią emitentów do obniżenia marż w kolejnych emisjach. A wtedy te starsze serie, z wyższymi marżami, zyskają na wartości. Warto przy tych kalkulacjach pamiętać także o ryzyku przedterminowego wykupu.