Przy kilkunastoprocentowej inflacji można się jedynie starać, by oszczędności jak najmniej traciły na wartości. Jeśli odkładamy pieniądze na kilka miesięcy, powinniśmy skorzystać z oferty banków. Krótkoterminowe obligacje detaliczne nie mogą z lokatami konkurować. Wybierając papiery trzymiesięczne dostaniemy zaledwie 3 proc. w skali roku. Jest to mniej więcej jedna szósta wskaźnika inflacji i przeszło o połowę mniej niż proponują niektóre banki.
Kłopot z prognozami
Inaczej sytuacja wygląda, gdy szukamy sposobu ulokowania pieniędzy na dłuższe terminy: rok czy kilka lat. Wtedy warto zainteresować się obligacjami. Ale co ważne, lepiej nie skupiać się na ich bieżącym oprocentowaniu, lecz na sposobie ustalania odsetek w kolejnych okresach. I trzeba odnieść to do przewidywanych zmian na rynku finansowym.
Według prognoz NBP (uznawanych przez wielu ekonomistów za zbyt optymistyczne), w końcu tego roku inflacja spadnie do 6–8 proc. Gdyby tak się stało, należałoby oczekiwać pierwszych obniżek stóp (i to raczej zdecydowanych) jeszcze w tym roku. Z drugiej strony RPP też jest ostrożna i nie ogłasza końca cyklu podwyżek stóp.
Przy wysokiej inflacji i stopach NBP w obecnej wysokości, zarówno obligacje roczne, jak i dwuletnie, przyniosą duże straty w ujęciu realnym. Oprocentowanie pierwszych wynosi teraz 6,75 proc., a drugich 6,85 proc. I co ważne, wysokość odsetek jest sztywno powiązana z podstawową stopą banku centralnego. Zatem jeśli NBP uzna, że pora obniżyć stopy, to i rentowność tych obligacji spadnie. Odsetki od nich mogą się zmieniać co miesiąc. I co miesiąc są wypłacane.