Ostatnie wyniki publicznych emisji obligacji korporacyjnych przeczą tytułowej tezie. PCC Rokita zaoferował po raz kolejny 5 proc. na sześć lat i zdołał przyciągnąć ponad tysiąc inwestorów, co jest rekordowym wynikiem w już siedmioletniej historii publicznych emisji obligacji organizowanych przez producenta chemii z Brzegu Dolnego. O sukcesie oferty mogło przesądzić m.in. szerokie konsorcjum dystrybucyjne. Również ten argument może być użyty, jako wytłumaczenie sukcesu emisji Kredyt Inkaso. W tym wypadku zapisy zredukowano o ponad jedną trzecią, choć trzy miesiące wcześniej w podobnej ofercie (30 mln zł) nie uplasowano nawet połowy emisji. Drugim z argumentów było podniesienie oferowanej marży o 20 pkt bazowych (do 3,7 pkt proc. ponad WIBOR).
Skarbowa alternatywa
W ostatnich dwóch latach popyt rozpieszczał emitentów. W 2016 r. tylko jedna z ponad 30 emisji publicznych nie zakończyła się redukcją zapisów. W końcówce 2017 r. taki los spotkał dwie publiczne oferty. Tymczasem od początku tego roku maszynka się zacięła.
Najpierw zapisy wydłużył MCI.PrivateVentures FIZ, później Best, a w lutym GetBack nie uplasował w całości nawet skromnych 15 mln zł. W przypadku pierwszych dwóch ofert jako główny powód wymieniano konieczność implementacji zapisów MiFID II, inwestorzy mieli swoje powody, by tym razem nie spieszyć się z zapisami na GetBack, choć znaczenie miało z pewnością także ograniczenie liczby oferujących. Być może regulacje MiFID są faktycznie dobrym wytłumaczeniem mniejszego zainteresowania emisjami na początku roku, być może sukcesy emisji Rokity i Kredyt Inkaso potwierdzają, że sytuacja wróciła do normy. Ale warto mieć na uwadze także rosnącą popularność obligacji skarbowych, bo liczba nabywców obligacji detalicznych liczona jest w tysiącach i ewentualne migracje mogą silnie rzutować na wyniki ofert.
Przynajmniej dla części inwestorów bieżąca oferta resortu finansów może wydać się atrakcyjna.
Z pozoru nie różni się ona od tej sprzed np. dwóch lat. Oprocentowanie papierów dwuletnich wzrosło z 2 proc. do 2,1 proc., a czteroletnich z 2,3 proc. do 2,4 proc. w pierwszym roku inwestycji. W kolejnych latach nadal jest to 1,25 pkt proc. powyżej inflacji. Inflacja jest tu słowem kluczowym – przed dwoma laty, gdy mieliśmy jeszcze w Polsce deflację, Narodowy Bank Polski liczył się ze wzrostem cen do 0,8 proc. w I kwartale 2017 r. i 1,5 proc. w I kwartale 2018 r. Inwestorzy kupujący obligacje czteroletnie mogli na tej podstawie spodziewać się średnio 2,56 proc. zysku rocznie. Dziś jednak centralna ścieżka projekcji inflacyjnej dociera do 3 proc. w 2020 r. Jeśli się nie zmieni, w 2021 r. zysk posiadacza czteroletniej obligacji wyniesie średnio 3,71 proc., a w ostatnich dwóch latach inwestycji może to być 4,25 proc.