Murapol nie jest jedynym przypadkiem, który umożliwiał zarobienie szybkich pieniędzy na Catalyst. Jednym z pierwszych był producent napojów izotonicznych Oshee. Po publikacji raportu rocznego za 2011 r., w którym spółka wykazała ujemny kapitał własny, obligacje szybko zaczęły tanieć, nawet do 50 proc. nominału, choć do terminu wykupu papierów pozostawały zaledwie trzy miesiące. Raport roczny wydano w czerwcu, a do czasu jego publikacji sytuacja w firmie znacznie się poprawiła, później firma przeprowadziła też emisję akcji i rozpoczęła skup obligacji z rynku, przyczyniając się do poprawy ich notowań.
W 2013 r., gdy płynność finansową ostatecznie stracił Gant, inwestorzy drżeli też o finanse Marvipolu, choć sama firma zapewniała, że jest zupełnie bezpieczna. Serię zapadającą w sierpniu można było jeszcze wiosną kupić za 70–80 proc. nominału. Notowaniom pomógł komunikat o podpisaniu umowy leasingu zwrotnego biurowca Marvipolu – spółka ostatecznie nie skorzystała wówczas z tej możliwości, ale inwestorzy uwierzyli, że jest w stanie w każdej chwili sięgnąć po ponad 100 mln zł w gotówce. Od tamtej pory Marvipol unika kontaktu z drobnymi inwestorami; w tym celu emituje papiery o nominale 10 tys. zł, co skutecznie ogranicza ich płynność na rynku wtórnym.
Nie zawsze jednak to, co wygląda na okazję, rzeczywiście nią jest. W 2014 r. Uboat-Line naruszył warunki emisji, co spowodowało, że inwestorzy przedstawiali obligacje do przedterminowego wykupu, uprzednio kupując je z dyskontem na rynku wtórnym. Uboat-Line nie wywiązał się ze zobowiązań i ostatecznie stracił płynność.
Dlatego polowanie na okazje na Catalyst wymaga nie tylko znajomości warunków emisji obligacji, ale także umiejętności oceny zdolności emitentów do faktycznej realizacji zaciągniętych zobowiązań.