Wiele spółek deweloperskich notowanych na giełdzie i Cataliście ma na koncie przynajmniej chwilowy flirt z rynkiem PRS. Najem instytucjonalny rozwija się w Polsce od dekady, zasób mieszkań już wynajmowanych to około 25 tys. Czy to jest tempo, jakiego można było się spodziewać, czy trochę poniżej oczekiwań?
Jeżeli cofniemy się pięć, sześć lat, to zapowiedzi rzeczywiście były dużo większe. Największym ograniczeniem jest możliwość pozyskania gruntów, na których można takie projekty realizować. Rynek mieszkaniowy w Polsce jest jednak zdecydowanie nastawiony na własność. Większość deweloperów woli budować i sprzedawać mieszkania Kowalskim niż realizować projekty, których odbiorcami byłyby fundusze, nabywcy instytucjonalni. Podmiotom, które chcą tworzyć portfele mieszkań na wynajem, zakontraktować budynki u deweloperów, jest więc trudno.
Dlatego najszybciej rozwijają się podmioty, które stworzyły wehikuły inwestycyjne właśnie razem z deweloperami. Dla takich deweloperów budowa dla inwestora PRS to poboczna działalność. Kapitał „rozumie” rynek najmu, no ale nie ma kompetencji deweloperskich, stąd te wehikuły i współpraca. To deweloperzy mają kompetencje związane z pozyskaniem gruntu, uzyskaniem pozwoleń na budowę, budową.
Powiedział pan, że deweloperzy wolą sprzedawać mieszkania Kowalskim. Nie jest tajemnicą, że po prostu lepsza jest marża. Ale czy te różnice są aż tak dramatyczne?
Myślę, że najlepszym przykładem jest to, co się dzieje z jedną z platform (Heimstaden – red.), która powstała w oparciu o transakcje z deweloperami, kupując budynki na gruntach stricte pod inwestycje mieszkaniowe, a nie usługowe. Właściciel takiego portfela patrzy na wycenę opartą o stopę kapitalizacji i wycenę, którą daje mu rynek mieszkaniowy – ma dwie możliwości zbycia aktywów. Różnica to 20-25 proc., stąd decyzja o tym, żeby – optymalizując portfel – sprzedawać pojedyncze lokale nabywcom indywidualnym.
Z jednej strony siła negocjacji klienta instytucjonalnego jest inna niż klienta indywidualnego, a z drugiej, fundusze mają jakiś sufit cenowy, którego nie są w stanie przebić przy dzisiejszych stopach kapitalizacji.