Tytuł dotyczy oczywiście nie sytuacji w Ukrainie, ale skądinąd powiązanej z nią walki z inflacją i obecnego mandatu Fedu. Coraz więcej wskazuje na to, że do momentu, gdy tempo wzrostu cen się ustabilizuje, tempo zarówno podwyżek stóp, jak i skala taperingu utrzymywać się będą bliżej górnego zakresu rynkowych prognoz. Co jednak bardziej istotne, wszystko wskazuje na to, że pierwszy raz od kilkunastu lat FOMC nie będzie brał pod uwagę koniunktury na Wall Street. Obecnie jest to widoczne w skali niepewności, która funkcjonuje na rynkach.
Sytuacja w gospodarce amerykańskiej jest bardzo specyficzna, rynek pracy jest rozgrzany do czerwoności, wskaźnik nowo tworzonych stanowisk pracy do liczby niezatrudnionych jest najwyższy od lat 70. ubiegłego wieku. Spora część osób, które w pierwszym okresie pandemii straciły zatrudnienie, już dawno powróciła do systemu, rezerwy są więc mocno ograniczone. Tak silnie napięta sytuacja na rynku pracy sprzyja wzrostowi presji płacowej, biorąc pod uwagę również ostatnie odczyty inflacji konsumpcyjnej, która w ostatnim odczycie wyniosła 7,9 proc. i jest porównywalna jedynie z początkiem lat 80. W ciągu ostatniego roku średnia stawka godzinowa wzrosła o 5,6 proc. i wszystko wskazuje na to, że jesteśmy na początku drogi. Wracając do celów, jakie stawia sobie Fed, uspokojenie obecnej sytuacji bez wywoływania recesji może być ogromnym wyzwaniem, biorąc pod uwagę, że nigdy w historii takie działanie nie zakończyło się pełnym sukcesem.
Podobne podejście, chociaż oczywiście w innej skali i formie, możemy obserwować w przypadku naszej RPP. Ostatnia podwyżka o 100 punktów bazowych była powyżej oczekiwań rynkowych. Co istotne, brak jasnych deklaracji przewodniczącego RPP w zakresie skali cyklu podwyżek wskazuje, że 100 czy nawet 150–200 punktów bazowych w trwającym obecnie cyklu nie jest wykluczone. Oficjalnie przyjmuje się, że poziom stopy bazowej do 6 proc. nie powinien silnie negatywnie wpłynąć na poziom spłacalności kredytów i stabilność krajowej gospodarki. Nie pozostanie oczywiście bez wpływu na tempo wzrostu gospodarczego, które w latach 2022–2023 powinno zarówno w globalnej, jak i krajowej gospodarce zwalniać.
Inflacja w pozostałych regionach, przede wszystkim w Europie Zachodniej, podobnie jak w Polsce, uzależniona jest silnie od sytuacji na rynku surowców. Tym samym jest ona trudna do prognozowania, biorąc pod uwagę niepewność odnośnie do rozwoju dalszych działań wojennych, jak również ścieżki kolejnych sankcji i czasu ich utrzymania.
Do utrzymania niepewności może w każdej chwili przyczynić się nieco zapomniana pandemia, która w dalszym ciągu, w szczególności w Azji, wpływa na codzienne życie gospodarcze. Temat pandemii co prawda zniknął z czołówek gazet, ale nie mam wątpliwości, że może powrócić.