Piątkowe notowania można jednak uznać za kontynuacje konsolidacji, w której rodzima waluta przebywa już od kilku sesji. Wydaje się że, inwestorzy czekają obecnie na rozstrzygnięcie sytuacji na rynku zagranicznym, i dopiero wtedy przystąpią do większych ruchów. Obecnie polska waluta jest bardzo silna i od dłuższego czasu nie obserwowaliśmy żadnej korekty kursów. Taka sytuacja wynikała z rosnącej niechęci do amerykańskiej waluty oraz z publikacji korzystnych danych makroekonomicznych z Polski. Także piątkowe wypowiedzi członka Rady Polityki Pieniężnej Jana Czekaja, iż w listopadzie podniesienie kosztu pieniądza jest bardziej prawdopodobne niż utrzymanie go na dotychczasowym poziomie mają "jastrzębi" charakter i sprzyjają dalszemu umocnieniu PLN.
Z drugiej strony NBP podał iż w trzecim kwartale 2007 roku wzrost gospodarczy spowolnił do około 5,8% z 6,4% w poprzednim kwartale.
W naszej opinii w najbliższym czasie prawdopodobna jest większa deprecjacja rodzimej waluty. W realizacji takiego scenariusza sprzyja także, pogorszenie atmosfery na warszawskiej giełdzie. Ostatnia próba ustanowienia nowych rekordów okazała się nieudana i obecnie obserwujemy dość dynamiczne spadki cen akcji. Należy jednak mieć na uwadze, że silne uzależnienie złotego od sytuacji na parze EUR/USD powodować będzie dalsze oczekiwanie inwestorów na rozstrzygniecie na tej parze. Jeśli amerykańska waluta umocni się na rynku zagranicznym to wspomniana korekta EUR/PLN i USD/PLN jest nieunikniona.
Ostania sesja ubiegłego tygodnia przyniosła nowe rekordy kursu EUR/USD, który wzrósł w okolice 1,4530. Na koniec dnia powrócił on jednak do trwającej od kilku dni konsolidacji w przedziale 1,44 - 1,45 i dopiero trwalsze przebicie któregoś z tych poziomów wskaże drogę na kolejne sesje. Takie niezdecydowanie inwestorów spowodowane jest publikacjami danych fundamentalnych z gospodarki amerykańskiej które mają raczej mieszany charakter . Z jednej strony poznaliśmy zaskakująco dobre PKB za trzeci kwartał (3,9%) oraz zatrudnienie z sektorach pozarolniczych ( 166 tyś). Z drugiej strony bardzo niepokojące są doniesienia z sektora finansów. Koleje banki podają alarmujące prognozy wyników, które zakładają miliardowe straty z powodu sytuacji na rynku kredytów hipotecznych. Przykładem jest Citigroup, którego prognozy strat rosną z dnia na dzień. Ostatnie szacunki mówią nawet o 11 miliardach. W rezultacie prezes tej instytucji podał się do dymisji. Jeśli największe banki światowe, które zatrudniają najlepszych specjalistów tak dotkliwie odczuły kryzys rynku nieruchomości to bardzo prawdopodobne jest, że w najbliższych miesiącach usłyszymy o pierwszych bankructwach mniejszych instytucji finansowych. Wydaje się, że takie niebezpieczeństwo dostrzega również FED. Działania tej instytucji, której głównym założeniem jest utrzymywanie inflacji na bezpiecznych poziomach, są łagodnie mówiąc dziwne. Coraz bardziej wygląda to na próbę panicznego ratowania interesów nieodpowiedzialnych banków kosztem własnej waluty. Pomimo, że FED po ostatnim posiedzeniu zakomunikował, iż nie należy spodziewać się dalszych obniżek to rynek nie przejął się bardzo tymi słowami i szacunki co do szansy na kolejną obniżkę w grudniu wzrosły na piątkowej sesji do 68%.
Sporządził: