Jak trwoga, to do bloga

Nie potrzebujecie szkół. Nie potrzebujecie książek, gazet (tak może się wam wydawać). Nie potrzebujecie nawet telewizji. Wszystkie go, co ważne dla rynku, dowiecie się z blogów

Publikacja: 09.01.2012 18:03

Jak trwoga, to do bloga

Foto: Archiwum

Kto jest dziś giełdowym guru: Warren Buffett, George Soros czy raczej autor poczytnego bloga? Pierwsi mogą wypowiedzieć się o stanie światowej gospodarki, a nawet stwierdzić, że dni jakiejś waluty są policzone. Dziennikarze chętnie to podchwycą. A drudzy spojrzą na takie wypowiedzi krytycznym okiem. Zwrócą uwagę na być może drobny szczegół, jednak o znaczących konsekwencjach dla posiadaczy akcji danej spółki. Skrytykują konkretne rozwiązanie, dogłębnie – liczba po liczbie – przeanalizują jakąś strategię. Słowem – ci drudzy coraz częściej stają się niezbędnym elementem rynków finansowych, w których chodzi przecież głównie o to, kto pierwszy dysponuje określoną informacją, kto potrafi ją trafnie zinterpretować i pierwszy będzie w stanie na niej zarobić.

Blogowanie najwyraźniej okazuje się całkiem dobrą strategią marketingową, skoro coraz powszechniej jest wykorzystywane przez instytucje finansowe. Jak się okazuje, domy maklerskie pod względem blogowania należą do najbardziej aktywnych. Bo też taki sposób utrzymywania kontaktów z klientami – inwestorami indywidualnymi – znakomicie się sprawdza. „Zinstytucjonalizowanymi" blogami mogą pochwalić się np. DM BOŚ czy ING Securities.

Co pomaga takiemu blogowi? Gwiazda. Najciekawszą pozycją na stronie internetowej CDM Pekao jest blog Wojciecha Białka. DM BOŚ ma w swojej blogowej „stajni" kilku autorów: m.in. Tomasza Symonowicza, Adama Stańczaka czy Grzegorza Zalewskiego. I – jak by tego było mało – ściąga do siebie kolejnych. W ostatnich miesiącach głośnym, przynajmniej w skali naszej finansowej blogosfery, przypadkiem było przejście na te „łamy" autora o pseudonimie Trystero.

Właśnie. Nie brakuje i u nas blogów traktowanych jako hobby (lub też niewielkie dodatkowe źródło zarobków), pisanych przez jednych inwestorów dla innych albo też przez osoby pracujące na rynku. Tego typu przedsięwzięcia mają zwykle jedną wspólną cechę – ich autorzy chcą pozostać anonimowi.

Tak bywa też, gdy na wpisy decydują się osoby znane w środowisku, którym przyjdzie do głowy na przykład „piętnowanie bezsensownych wypowiedzi ekonomistów, analityków i strategów wszelkiej maści" (był taki jeden odważny bloger, ale w swoim pisaniu długo nie wytrwał).

Najwyraźniej bowiem kluczowa sprawa to swoboda wypowiedzi, to jest pisania. Łatwiej o nią, gdy zachowuje się anonimowość. Blogerzy pod pseudonimem mogą, nie przebierając w słowach, zwymyślać rząd za plany wprowadzenia podatku od miedzi (i za spadek kursu KGHM). Mogą skrajnie złośliwie, ale też nie bez podstaw, ocenić poziom obsługi swojego domu maklerskiego. Ale mogą też po prostu prezentować i wyjaśniać swoje transakcje i strategie inwestycyjne.

Jeśli ktoś nie chciałby tracić czasu na szukanie blogów finansowych, może skorzystać z prostego rozwiązania: serwisu internetowego którejś z gazet (oczywiście najlepiej „Parkietu"). Tam od blogów zwykle aż się roi.

Mają one różny charakter. W niektórych wypadkach to po prostu komentarze lub felietony dziennikarzy i ekspertów wykorzystywane również przez papierową gazetę, ale w sieci przewiązane „blogową wstążeczką" (przypadek „Parkietu", choć są tu także typowe blogi – tym bardziej warto tu zajrzeć). Nierzadko jednak na stronach internetowych gazet blogują dziennikarze, którzy nie mogą znaleźć ujścia dla swojej twórczości na papierowych łamach.

W „gazetowych" blogach nie brakuje też autorów niedziennikarzy. W dziedzinie finansów najbardziej popularną techniką jest zatrudnianie do blogowania komentatorów rynkowych, np. z różnych instytucji. Tu trudno się zawieść – przede wszystkim dlatego, że wpisy są zwykle bardzo aktualne. Dotyczą tego, co wydarzyło się kilkadziesiąt minut, no, może kilka godzin wcześniej.

A jeśli nie gazety, to internetowe serwisy informacyjne. W nich pomysł na przyciąganie czytelników (i innych blogerów) „na gwiazdę" osiągnął kulminację. W jednym np. Piotr Kuczyński, dr (koniecznie) Mark Mobius, Robert Gwiazdowski, Bohdan Wyżnikiewicz... W drugim Janusz Jankowiak, Ryszard Petru, Witold Orłowski...

I tam jest jednak problem – z zawartością. Gwiazdy są często zapracowane, więc wpisy pojawiają się rzadko. A?gdy już się pojawiają, to w dużej mierze są tekstami publikowanymi równocześnie w którejś z gazet lub chwilę wcześniej w regularnych opracowaniach wysyłanych klientom instytucji, w których ta specyficzna grupa blogerów pracuje.

W ten sposób dochodzimy do zjawiska inflacji w blogach. Jak się okazuje, ciekawych treści jest dość mało, na tyle mało, że jeden wpis pojawia się w kilku różnych miejscach: w gazecie, serwisie, na blogu autora, na stronie jego pracodawcy itd. Czy jednak poszczególne gazety/firmy/serwisy blogowe wiedzą o sobie nawzajem? To tak jak z tymi bankami, które kilka lat temu nasprzedawały się opcji walutowych przedsiębiorstwom, tylko nie wiedziały, że jedno przedsiębiorstwo jest w stanie zawierać transakcje z kilkoma bankami i nie będzie mogło wszystkim zwrócić pieniędzy.

Na pocieszenie zostaje jedno: wpisy mogą narobić szkód tylko w głowach czytelników. Milionowych bankructw z tego powodu nie będzie.

Tyle teorii. Czas na krótką listę wartych poczytania blogów finansowych.

Rybiński.eu

Do najciekawszych w naszej finansowej blogosferze należą wpisy byłego wiceprezesa NBP. Blog powstaje od 2006 r. Sam Krzysztof Rybiński pisał o sobie, że był pierwszym blogerem-bankierem centralnym. Minęło sporo czasu, a jego aktywność blogowa nie tylko nie maleje, ale stale rośnie. Ostatnio – w związku z nasilaniem się kryzysu zadłużeniowego w strefie euro – kolejne wpisy pojawiają się nawet co kilka godzin. W przypadku Rybińskiego nie ma mowy o samym podawaniu faktów. Po lekturze czytelnik nie ma wątpliwości co do rozwoju wydarzeń: czeka nas (a być może jesteśmy już w trakcie) Eurogeddon. Ktoś może pomyśleć, że były wiceprezes NBP przerysowuje. Nawet jeśli, to ma istotny cel: „W przeszłości często finansowe i polityczne elity tak sterowały biegiem wydarzeń, żeby uratować swoje prywatne pieniądze, dopiero potem pokazywano narodowi prawdę. Tak było w 1998 roku w Rosji, gdy rekiny finansów transferowały miliardy dolarów miesięcznie za granicę, przed załamaniem rynku, a »wpływowi eksperci« twierdzili, że Rosji kryzys nie grozi. Tak było w Azji w latach 1996 i 1997. Tak jest teraz, tłum uspokajaczy będzie uspokajał, aż elity się zabezpieczą. A potem rozpęta się piekło i zwykli ludzie ucierpią".

Krzysztof Rybiński nie zwodzi internautów – blog prowadzi tylko w jednym miejscu. Liczne felietony do gazet na blogu traktuje jedynie odnośnikami lub też reklamuje, cytując niewielkie fragmenty. Z blogu można się dowiedzieć także, gdzie udziela licznych wywiadów (linka do rozmowy dla „Parkietu" sprzed kilku tygodni wciąż jednak nie ma!). Jest też trochę otwartej autopromocji – zaproszenia na wykłady czy seminaria, nie wspominając już o niedawnej kampanii wyborczej do Senatu, która także krótko, choć intensywnie zagościła na blogu.

blogi.ifin24.pl/trystero

„Autor blogu jest inwestorem giełdowym i doktorantem na czołowym polskim uniwersytecie. Pisze pod pseudonimem, ponieważ się do tego przyzwyczaił".

Zainteresowania Trystero są bardzo rozległe. Od konkretnych przedsiębiorstw (giełdowych i innych) i ich działań po politykę pieniężną, analizy ekonomiczne i kwestie społeczne.

Na jego blogu znajdziemy rozważania dotyczące określonych strategii giełdowych, np. jako jeden z ostatnich pojawił się wpis sprawdzający skuteczność kupowania dziesięciu spółek, jakie dały najwyższą stopę zwrotu w poprzednim miesiącu. A inny aktualny wpis dotyczy NewConnect i „klinicznych" przypadków z tego rynku. Odnosi się zresztą do jednego z naszych ciekawych artykułów. Trystero kwituje: „Panie i Panowie, numer z psem wartym 1 mln złotych, który został sprzedany za dwa koty warte po 0,5 mln, urzeczywistnił się na NewConnect". O takim „numerze" poczytać trzeba koniecznie.

Są też na tym blogu refleksje ogólniejsze dotyczące gospodarki na świecie, ze szczególnym uwzględnieniem kryzysu finansowego, a także jego możliwych skutków dla portfeli inwestorów.

Jak się okazuje, to jest właśnie to, czego po blogerach oczekują internauci. Wskazuje na to liczba komentarzy pod postami Trystero.

stojeipatrze.blogspot.com

W tym wypadku mamy do czynienia z blogerem, który na rynki finansowe patrzy z nieco szerszej perspektywy. Interesuje go nie tyle to co dzieje się z akcjami na warszawskiej giełdzie, ile to, co dzieje się z rynkami finansowymi na całym świecie. Ci, którzy chcieliby znaleźć ciekawie uzasadnione przewidywania co do rozwoju sytuacji na giełdach, nie zawiodą się odświeżaną co tydzień sekcją „trading room".

Podstawa bloga to jednak liczne wykresy i cytaty z raportów analitycznych globalnych banków inwestycyjnych czy depesz Bloomberga – okraszone własnymi przemyśleniami nie pozwalają stwierdzić, że mamy do czynienia z optymistą, który liczy na rychłe rozwiązanie problemów światowej gospodarki. Wart polecenia wątek „kucharz roku": na przykład po deklaracji Jacka Rostowskiego, że w 2015 r. nie będziemy mieli deficytu budżetowego, SiP pisze „Jak Pan jest taki chojrak, to proszę umieścić w konstytucji zapis, iż nie można wypychać oficjalnego długu poza statystyki przez machlojki a la Krajowy Fundusz Drogowy itp. Inaczej grozi to karą więzienia 15 lat dla Ministra Finansów".

Osobną zakładką w blogu jest monitoring programu „Rodzina na swoim". A więc również tak przyziemne sprawy jak „własne M" z państwowym wsparciem nie są SiP obojętne.

wojciechbialek.blox.pl

Lubującego się w historycznych analogiach rynkowych analityka CDM Pekao nikomu nie trzeba przedstawiać, a na pewno nie czytelnikom „Parkietu". Czytelnik jego blogu dostaje właśnie to, czego mógłby się spodziewać po autorze. Ile razy w historii indeks zaufania konsumentów Conference Board urósł równie mocno albo mocniej niż w listopadzie i co z tego wynika dla perspektyw koniunktury giełdowej? Co dla giełdy oznacza podobieństwo kryzysu Grecji do załamania w Rosji pod koniec lat 90.? Białek znalazł i przeanalizował dziesiątki, ba – setki rozmaitych analogii. I wyciągnął z nich wiele wniosków. Chociaż dawniej straszył końcem świata zapowiedzianym przez Majów na 2012 rok, ostatnio Białka od wielu innych blogerów wyróżnia jeszcze jedno: wymowa wpisów wcale nie jest pesymistyczna. Najświeższy przykład (wspomniany indeks Conference Board): „Ścieżki S&P 500 po tak zdefiniowanych sygnałach wyglądają dosyć jednoznacznie pozytywnie – historyczne ryzyko w perspektywie dwóch lat po takich sygnałach właściwie nie istnieje". I jak tu – biorąc pod uwagę wiedzę i zdolności analityczne autora – nie wierzyć?

blogi.bossa.pl/category/grzegorz-zalewski

Grzegorz Zalewski z Domu Maklerskiego BOŚ znalazł się w tym zestawieniu nie tylko dlatego, że przez dłuższy czas był związany z „Parkietem". Ani też nie dlatego, że Zalewski należy do weteranów finansowego blogowania na naszym rynku. Przede wszystkim dlatego, że nie każe czytelnikom długo czekać na kolejne wpisy (choć do tempa Rybińskiego nieco mu brakuje). Nie są to głębokie analizy i, co w giełdowej blogosferze rzadkie, autor nie zajmuje się jedną czy drugą obszerną strategią. Celuje za to w krótkich komentarzach do konkretnych zdarzeń czy własnych doświadczeń inwestycyjnych, wskazując na niedoskonałość rozmaitych rozwiązań lub absurdalne zachowania. Wpisy rzucają nieco światła na tematykę giełdowo-biznesową, ale też książkowo-inwestorską czy... dziennikarską. Zalewski śledzi rozmaite publikacje i chętnie wyłapuje lapsusy czy pozbawione sensu tezy – autora lub cytowanych przezeń osób. „Gdy tylko napotykam w różnego rodzaju materiałach dziennikarskich frazę »zawsze« powiązaną z jakimiś wydarzeniami rynkowymi, nieodmiennie zadziwia mnie brak refleksji piszącego. W końcu jeśli coś dzieje się »zawsze« i dotyczy to jakiegoś instrumentu, który da się kupić i sprzedać (często z dźwignią), to należałoby dokonać odpowiedniej transakcji i... cieszyć się setkami tysięcy albo nawet milionami na koncie".

studioopinii.pl

Od Piotra Kuczyńskiego, stale obecnego w radiu i telewizji i każdego ranka jednego z pierwszych dostawców codziennych komentarzy rynkowych, pisanych ze szczególnym uwzględnieniem tego, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru na Wall Street, można by wymagać, by wpisy na swoim blogu zamieszczał częściej niż co dwa tygodnie. Ale z drugiej strony taka częstotliwość powoduje, że bloger nie zajmuje się wąsko pojętą „bieżączką". Kryzys finansowy? Owszem. Exposé premiera? Jak najbardziej. Ale wszystko z nieco innej strony.

Efekt: mało komu udałoby się równie gładko przejść od rozwiania podejrzeń o insider trading na akcjach KGHM w związku z wystąpieniem Donalda Tuska („Wszystkie organa kontrolne od GPW po KNF twierdzą, że z oglądu sesji?piątkowej wynika, że nie było przecieku umożliwiającego?wykorzystanie tej informacji w celu zarobkowym. Należy w to wierzyć". Ale pojawia się i wątpliwość: „Kto pożycza i sprzedaje akcje tuż po zapowiedzi skupu tych akcji przez samą firmę, kiedy prezes twierdzi, że warte są 190 złotych, czyli o 15 procent więcej niż przed exposé? Dosyć to dziwne i wymagające sprawdzenia") do skomentowania planowanej podwyżki składki rentowej („Mówienie o zwiększeniu z powodu wzrostu składki bezrobocia jest według mnie nieporozumieniem i zawsze to twierdziłem. Jeśli z tego powodu ktoś będzie zwalniał lub nie przyjmował, to znaczy, że jego biznes dąży ku bankructwu").

Internauci to doceniają. Niewielu blogerów może liczyć na 700 komentarzy pod jednym tekstem. Kuczyńskiemu nie zależy jednak na biciu rekordów. Przeciągającą się dyskusję potrafi przerwać prostym: „@Wszyscy: Jest nowy wpis".

Komentarze
Zapachniało spóźnieniem
Komentarze
Powrót do równowagi
Komentarze
Intensywny tydzień
Komentarze
Argumentów coraz mniej
Komentarze
Bez paniki
Komentarze
Zjawisko domykania luki