Trzymam kciuki

Mateusz Szczurek będzie musiał więc stawić czoła aparatowi urzędniczemu. Najpierw we własnym ministerstwie, potem w tzw. terenie

Publikacja: 27.11.2013 08:04

Grzegorz Zatryb, gówny strateg, Skarbiec Holding

Grzegorz Zatryb, gówny strateg, Skarbiec Holding

Foto: Archiwum

Nowy minister finansów to ciężki orzech do zgryzienia dla komentatorów politycznych. Pogłoski o wymianie wicepremiera Jacka Rostowskiego krążyły od momentu ogłoszenia rekonstrukcji rządu, od razu też zaczęto typować kandydatów na następcę.

W miarę upływu czasu lista się wydłużała, a kolejne pozycje były coraz mniej prawdopodobne, jak choćby kojarzony z PiS były szef KNF Stanisław Kluza. Gdy rozpoczęła się transmisja telewizyjna z konferencji prasowej premiera, wiele osób związanych z rynkiem kapitałowym rozpoznało Mateusza Szczurka. Chwilę później także pozostali poznali personalia nowego szefa resortu finansów. Komentarze były dość ostrożne, jako że od strony merytorycznej nie bardzo było się do czego przyczepić, krzywo natomiast spoglądano na zaplecze polityczne nowego ministra, a w zasadzie na jego brak. Ukuto tezę, że kandydatura ta to pomniejszenie znaczenia Ministerstwa Finansów, że od tej pory faktycznym mózgiem tego obszaru będzie premier Tusk.  No i w ogóle, że brak kandydatowi doświadczenia w zarządzaniu ministerstwem. Trudno argumentom tym odmówić pewnej racji, czy może raczej myśli przewodniej. Zgodnie z nią bowiem najlepszym kandydatem byłby zapewne minister od zegarków albo były mister sportu od hazardu. Mieli i zaplecze, i doświadczenie.

Jest jeszcze druga teza, która mówi o „łapance". Kolejne nazwiska z listy kandydatów były skreślane, od góry do dołu, w miarę upływu czasu i w końcu premier musiał chwytać się tzw. brzytwy. Komentarze w kwestii łapanki utrzymane są w takim tonie, jakby nominację otrzymał szwagier woźnego ze Świętokrzyskiej 12, a nie dobry i doświadczony ekonomista.

Pewnie, że najlepiej byłoby, gdyby minister finansów łączył wiedzę merytoryczną z doświadczeniem i do tego miał siłę przebicia w rządzie. Ale wbrew pozorom wybór dokonany przez premiera ma więcej wad niż zalet. Od razu dodam, że nie ubiegam się o stanowisko w Ministerstwie Finansów. Na pewno dobre strony przeważają z punktu widzenia rynków finansowych. Mateusz Szczurek jest bowiem zaprawionym w bojach ekonomistą bankowym i dokładnie wie, w jaki sposób rynki analizują wypowiedzi i decyzje rządów i jakie są tego potem konsekwencje. Wie, co można powiedzieć, a czego nie. To dość ekskluzywna wiedza wbrew pozorom. „Poufniaczki" wrzucane radośnie na Twittera przez różnych ministrów są na to dowodem.

Tak się składa, że tylko w przypadku rynków finansowych działania rządu są oceniane przez pryzmat wpływu na wynik finansowy. Ocena decyzji rządu odbywa się poprzez „głosowanie pieniędzmi". Uprzedzenia, doktrynerstwo i emocje sprawiają, że działania rządu mogą zostać ocenione w sposób mylny i co za tym idzie, doprowadzić do straty pieniędzy. Także w tym przypadku działa zasada „Mr. Market is always right". W czasach, gdy byłe potęgi gospodarcze tracą wiarygodność i ocierają się o bankructwo, komunikacja z rynkiem, dokonywana głównie przez ministrów finansów, jest sprawą kluczową. Od pewnego czasu resort finansów ma świetny team zajmujący się długiem publicznym, skok jakościowy dostrzegli wszyscy. Teraz także główny szef będzie wiedział, jak rynki zinterpretują dane działania w zakresie polityki gospodarczej. Brak zaplecza czy, inaczej, uwikłania politycznego, będzie jednym z czynników podnoszących wiarygodność działań Ministerstwa Finansów.

Mnie osobiście kandydat na ministra finansów zaskoczył tym, że jako pierwsze zadanie wskazał zmianę ordynacji podatkowej. Dowodzi to, że przyjmując propozycję, miał wizję tego, co można poprawić w zakresie finansów publicznych. Każdy praktyk gospodarczy doskonale zdaje sobie sprawę, jakim koszmarem są przepisy podatkowe, których kolejne mutacje powstawały głównie w celu „uszczelnienia" systemu podatkowego. Kiedyś mówiło się, że socjalizm to ustrój, który bohatersko pokonuje problemy nieznane w żadnym innym ustroju. Prawo podatkowe funkcjonuje podobnie. Każda jego kolejna modyfikacja zatykając jakąś dziurę, przez którą rzekomo wyciekały podatki, tworzyła przy okazji dwie inne. Trzeba by więc napisać dwie nowe poprawki, które... Tak powstało prawo, którego nikt do końca nie rozumie, dzięki czemu urzędnicy mają wolną rękę do swobodnej interpretacji. To zaś daje im upragnioną władzę. Mateusz Szczurek będzie musiał więc stawić czoła aparatowi urzędniczemu. Najpierw we własnym ministerstwie, potem w tzw. terenie. Biorąc pod uwagę jego doświadczenia z pracy w międzynarodowych instytucjach finansowych, już w pierwszych dniach dozna szoku i zrozumie, na co się porwał. Pozostaje tylko trzymać za niego kciuki. Na jego korzyść będzie tu działał brak doświadczenia rozumiany jako brak uwikłania w proces tworzenia dotychczasowych regulacji.

Brak doświadczenia i zaplecza politycznego mogą się więc okazać zaletą. Z punktu widzenia nas, uczestników rynków finansowych, to, że nowy minister finansów wywodzi się właśnie z naszego środowiska, także jest zaletą. Publicyści oceniający kandydata poprzez perspektywę swoich doktryn nie dostrzegą tych zalet. My powinniśmy.

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów