Po zakończeniu wtorkowej sesji istniała spora szansa, że indeksy przerwą impuls spadkowy. Sprzyjały temu brak publikacji danych makro dużego kalibru oraz wyraźny spadek notowań ropy naftowej już po zamknięciu giełd w Europie. Osłabieniu ulegało również euro. Środowy poranek przyniósł jednak odwrócenie tych trendów i obydwa wpływały negatywnie na postrzeganie perspektyw rynku akcji.
Ani ropa ani kurs wspólnej waluty nie wykroczyły poza zakres zmienności ostatnich kilku dni, więc trudno zwalać na nie całą winę za fatalne zakończenie dnia. Były ważnymi składowymi napędzającymi eskalację przeceny, ale to niepokój o przyszłość branży bankowej oraz o potencjalne działania zmierzające do ograniczenia inflacji były głównym przyczynkiem spadków.
Zamieszania narobiły deklaracje członków władz ECB. Zarówno Athanasios Orphanides jak i Juergen Stark sugerowali w swoich wypowiedziach, że Europejski Bank Centralny może podnieść stopy procentowe. Inwestorzy odczytali te informacje jak zapowiedź nawet całego cyklu podwyżek stóp. Wspólna waluta reagowała umocnieniem. Efektem ubocznym był spadek zainteresowania obligacjami denominowanymi w Euro, z poważnymi konsekwencjami dla nastrojów. Sytuację próbował ratować Christian Noyer, mówiąc o oczekiwaniu na osłabienie presji inflacyjnej w kolejnych miesiącach, oraz tłumacząc że rynek mógł opatrznie zrozumieć ostatnią bardzo jastrzębią wypowiedź szefa ECB. Nie pomogło. Na koniec dnia euro zyskało do dolara ponad 0,5 pkt. proc.
Wspomnianym ubocznym efektem obaw o przyszłość stóp procentowych w strefie euro było załamanie aukcji niemieckich obligacji rządowych. Udało się uplasować zaledwie trochę więcej niż połowę oferty. Brak popytu na całość emisji nie jest rzeczą nienormalną, ale sytuacja gdy prawie połowa oferty nie znajduje nabywcy nie zdarzyła się od ponad 10 lat. Świadczy o powszechnym przekonaniu, że ryzyko podwyżek stóp procentowych jest bardzo wysokie. Podwyżki stóp oznaczają spadek cen obligacji, które każdy bank posiada jako część aktywów. Efektem jest obciążenie bilansu przeszacowaniem ich wartości. Nic dziwnego, że branża bankowa była tą która cierpiała dzisiaj najbardziej.
Niektóre banki radziły sobie lepiej niż inne, ale prawie wszystkie ostro traciły. Brytyjski HBOS zanotował spadek kapitalizacji sięgający około 11%. Barklays ponad 4.5%. Brytyjskie relatywnie więcej niż te na Kontynencie. O skali problemów angielskich banków uświadomił , w zasadzie wystraszył, Royal Bank of Scotland. Niedawno uplasował na rynku nową emisję akcji, teraz poinformował opinię publiczną, że ilość dobrych wiadomości jest mniejsza niż tych złych. Przeżywającej ciężkie miesiące branży nie trzeba było wiele by sprowokować pogłębienie przeceny. Wyrażenie takiej opinii kosztowało akcjonariuszy RBS spadek poziomu notowań do wieloletnich minimów.