Załamanie impulsu wzrostowego na amerykańskim rynku akcji podkopało zaufanie inwestorów europejskich co do potencjału dalszych wzrostów na naszym podwórku. Po fazie uspokojenia i dyskontowania potencjalnego końca problemów w firm sektora finansowego, ze Stanów Zjednoczonych napłynęły kolejne niepokojące wieści na nowo rozbudzające obawy o kondycję krwioobiegu światowych finansów - czyli banków . Wtorkowa przecena spółek sektora finansowego w Europie w środę nabrała większego tempa. Indeksy grupujące europejskie instytucje finansowe notowały spadki przekraczające 4%.
Zatrzymanie się impulsu osłabiającego euro i sprowadzającego w dół kontrakty na ropę naftową skłoniły inwestorów lokujących w branże czułe na ich notowania do kontynuacji realizacji zysków. Mocno traciły między innymi Daimler i BMW. Podobnie sieci detaliczne. Znaczącym czynnikiem mającym wpływ na pogorszenie nastrojów na szerokim rynku były słowa Mervyna Kinga - szefa Banku Anglii. Obniżył prognozę wzrostu gospodarki brytyjskiej na pierwszy kwartał przyszłego roku do 0,1%. Jego zdaniem gospodarka stoi przed trudnym i bolesnym okresem dostosowania, którego nie da się uniknąć. Wspomniał o inflacji i spowolnieniu gospodarczym. To sugerowanie że nadchodzi czas stagflacji - jednego z największych zagrożeń dla gospodarki i inwestorów. W Anglii rośnie bezrobocie. Inwestorzy widząc ryzyko podobnego scenariusza w Europie kontynentalnej woleli pozbywać się akcji - nie tylko firm sektora finansowego. Mervyn King przypomniał niedawne słowa szefa ECB - również widzącego przyszłość w ciemniejszych barwach.
Eurostat opublikował dane o produkcji przemysłowej w czerwcu. Spadła o 0,5% rok do roku - co przekracza prognozy analityków. Spadek był największy od pięciu lat. Wymowę danych łagodziły mieszane i trudne w interpretacji odczyty z poszczególnych krajów. W ujęciu miesięcznym pozostała bez zmian. We Francji roczna produkcja spadła o 0,4%, tymczasem w Niemczech wzrosła o 0,3%. Niemieckie dane nie są jednak takie "dobre" jakby mogło się wydawać . W poprzednim miesiącu odnotowano tam spadek o 2%, więc niektórzy obserwatorzy rynku spodziewali się silniejszego odbicia. W Hiszpanii - przeżywającej załamanie na rynku nieruchomości - produkcja przemysłowa spadła o 2%.
Na otwarciu rynki akcji w Europie zaczęły od umiarkowanych strat. Oprócz słabej sesji w USA poprzedniego dnia, czynnikiem pogrążającym nastroje były dane z Japonii. Odnotowano tam spadek PKB w drugim kwartale o 2,4% -w ujęciu rocznym. Dane za pierwszy kwartał (+3,2%) napawały nadzieją na zdynamizowanie wzrostu przeżywającej trudności gospodarki japońskiej. Publikacja wspierała obóz zwolenników tezy wejścia w fazę długotrwałego globalnego spowolnienia gospodarczego - skutkującego recesją w wielu krajach świata. Jen umocnił się do dolara - co może być sygnałem rosnącej awersji do ryzyka - zamykania pozycji carry trade.
Kropkę na "i" - jeśli chodzi o nastroje - postawił Richard Bernstein - główny analityk Merill Lynch. Inwestorzy europejscy przerazili się notą dla klientów, w której przestrzegł przed niedoszacowaniem negatywnych skutków kryzysu na rynkach finansowych - że jest daleki od zakończenia i może dotyczyć nie tylko kredytów ryzykownych. Nic dziwnego, że głównym poszkodowanym podczas środowej sesji był sektor finansowy.