Po mocnej przecenie indeksów w USA rynki w Europie rozpoczęły dzień od spadków. Resztki nadziei na poprawę globalnego nastroju zostały pogrzebane przez wiadomości z Azji. Bank Japonii pozostawił stopy procentowe na nie zmienionym poziomie. To nie było bardzo zaskakujące, podobnie jak komunikat władz BoJ obniżający prognozy wzrostu gospodarczego. Ostatnie dane wskazują na regres PKB Japonii o 2,4% rocznie. Szef banku dodał jednak coś, czego spodziewano się znacznie mniej. Masaaki Shirakawa dał do zrozumienia, że na poprawę sytuacji trzeba będzie poczekać dłużej niż oczekiwano. Jego wypowiedź stworzyła bardziej podatny grunt do negatywnego zdyskontowania innej wypowiedzi, tym razem byłego głównego ekonomisty Międzynarodowego Funduszu Walutowego - Kennetha Rogoffa. Na konferencji w Singapurze zasugerował, że być może kryzys na rynkach finansowych osiągnął zaledwie połowę drogi do dna. To "być może" w normalnych warunkach pozwoliłoby zignorować tą wypowiedź przez rynki finansowe świata. Ta nastąpiła jednak w dzień po znacznym obsunięciu wartości akcji spółek sektora finansowego w USA - głównie na skutek wzrostu ryzyka bankructwa kolejnego banku inwestycyjnego (plotki) i wzrostu prawdopodobieństwa wsparcia (wykupienia) przez rząd USA Fannie Mae i Freddie Mac. Przynajmniej tak to chcą widzieć inwestorzy amerykańscy.
Nastrój globalny sprzyjał zadaniu silnego ciosu wycenom europejskich spółek finansowych . Na otwarciu indeksy sektorowe grupujące banki, towarzystwa ubezpieczeniowe oraz spółki zajmujące się developerką traciły po około 3%. Później było gorzej. Na niewiele się zdały zaskakująco lepsze od oczekiwań wyniki badań przeprowadzanych przez Europejskie Centrum Badań Ekonomicznych z Monachium. Indeks ZEW, odzwierciedlający nastroje wśród niemieckich inwestorów i analityków nieoczekiwanie wzrósł z minus 63,9 pkt. do minus 55,5 pkt. Czyli nastroje pozostają złe, ale są trochę lepsze. W tym samym badaniu gorzej wypadła ocena bieżącej sytuacji mierzona jednym z subindeksów , co zdewaluowało optymistyczną wymowę publikacji.
Inne dane makro - o inflacji w cenach producenta w Niemczech - niesposób było interpretować pozytywnie. Wskaźnik PPI wzrósł tam w lipcu do 8,9% rocznie . To znacznie więcej niż przewidywali analitycy - wzrost cen fabrycznych osiągnął poziom nie notowany od 17 lat. To powinno umocnić euro do dolara , ale nie umocniło. Znacznie większy ciężar gatunkowy miały dane o inflacji PPI w Stanach Zjednoczonych, publikowane kilka godzin później. Ta również okazała się wyższa niż przewidywania analityków. Do asymetrii oczekiwań nie doszło, więc obie waluty pozostały we względnej stabilizacji.
Dane o inflacji w cenach producenta w USA, pospołu z inną negatywnie zinterpretowaną publikacją - danymi z rynku nieruchomości - osłabiły i tak już nie najlepsze nastroje inwestorów amerykańskich. Na otwarciu indeksy giełd w Nowym Jorku traciły na wartości, rzutując na rynki w Europie.
Tym razem, obciążeniem dla indeksów był również sektor wydobywczy. Niewielkie spadki notowań surowców nie skłaniały do kupna spółek zajmujących się eksploatacją i przetwórstwem kopalin zaś sam fakt utrzymywania się wysokich cen przyczynił się do obciążenia złym nastrojem sektorów, których zyski są zależne od cen surowców używanych do produkcji. Tu katalizatorem takiego postrzegania perspektyw rynku były wyniki szwajcarskiego koncernu Ciba (chemia, barwniki ) który poinformował w raporcie okresowym o stracie - powiązanej z wysokimi cenami komponentów do produkcji. Z kolei Xstrata - gigant wydobywczy - poinformował o zawieszeniu działalności jednej z kopalń, co inwestorzy zinterpretowali jako oznaka słabnącego popytu na metale. Po wspomnianej już wypowiedzi szefa Bank of Japan rośnie obawa że spowolnienie może okazać się bardziej długotrwałe i głębokie w wymiarze globalnym. Problem spowolnienia w Europie i potencjalnych kroków zaradczych stają się przedmiotem coraz bardziej intensywnej dyskusji na poziomie rządów krajów Wspólnoty. Całkiem możliwe, że Unia będzie próbowała przedsięwziąć kroki niezależne od polityki ECB by stymulować wzrost. Na tym polu szczególną aktywność przejawia Francja. Nie jest również wykluczone, że rządy poszczególnych krajów strefy euro będą próbowały wpłynąć na Europejski Bank Centralny by złagodził swoją politykę antyinflacyjną. Coraz bardziej prawdopodobne stają się interwencje (na razie słowne) władz ECB, pozwalające uniknąć oficjalnej presji politycznej na decyzje banku. Im głośniej toczą się rozmowy na ten temat, tym większe obawy nachodzą inwestorów, że sytuacja może być gorsza niż się obawiano i faktycznie grozi recesją.