Dane z USA okazały się mocno niejednoznaczne, co nie przeszkodziło silnym wzrostom na europejskich rynkach akcji. Do czasu ich publikacji indeksy w Europie ulegały przecenie. Lokalne informacje dotyczące gospodarki europejskiej i poszczególnych spółek notowanych na naszym kontynencie okazywały się w przeważającej części niepomyślne, choć było kilka rodzynków.
Poranek został zdominowany przez wiadomości ze Zjednoczonego Królestwa. Nationwide House Price Index -uważnie obserwowany wskaźnik cen nieruchomości w Anglii - wykazał roczny spadek cen domów o 10,5%. Aż tyle nie traciły na wartości od dwóch dziesięcioleci. Zła sytuacja w tym sektorze nie jest zaskoczeniem, ale w czwartek inny news pogrążył nastroje inwestorów zainteresowanych brytyjskimi spółkami. Opracowywany przez CBI indeks sprzedaży detalicznej, spadł tam do poziomu nie notowanego od ponad 20 lat. Większość obserwatorów rynku, na bazie takiego odczytu zrewiduje w dół swoje prognozy wzrostu gospodarczego Zjednoczonego Królestwa.
Europejczycy po drugiej stronie Kanału mają prawo obawiać się, że zła sytuacja rozprzestrzeni się w całej Europie. Tak sugeruje obliczany przez Bloomberga Retail PMI. Odczyt nie był tak fatalny jak dane z Anglii, ale również ma wymowę negatywną. Odnotowano kolejny spadek. Sprzedaż nadal rośnie we Francji, ale ostro spada we Włoszech i w Niemczech. W przypadku Niemiec, odczyt został złagodzony przez pozytywną wymowę danych o stopie bezrobocia. Spadła do 7,6% - notując najniższy poziom od 16 lat. Poranne nastroje na giełdach nie miały prawa być dobre. Indeksy traciły.
Nieoczekiwanie, ratunek przyszedł z branży bankowej. Credit Agricole i Natixis opublikowały wyniki za drugi kwartał. W obu przypadkach straty powiązane z kryzysem na rynku kredytów hipotecznych w USA przekroczyły szacunki analityków. Jednakże w przypadku Credit Agricole, inwestorzy przyjęli za dobrą monetę współczynniki wypłacalności banku, oceniając je jako rokujące na odsunięcie zagrożenia kłopotów z płynnością. W sukurs przyszła również informacja zza Atlantyku, że MBIA (ubezpieczyciel obligacji) podejmie się reasekuracji obligacji municypalnych o wartości prawie 200 miliardów dolarów. Niektórzy komentatorzy ocenili tą wiadomość jako zwiastun końca kryzysu zaufania do instytucji finansowych. Można również interpretować ją jako łapanie się ostatnich desek ratunku przez pogrążoną w kryzysie MBIA, ale inwestorzy w Europie woleli interpretację optymistyczną. Warto wspomnieć, że wiele europejskich instytucji finansowych posiada w swoich portfelach amerykańskie obligacje municypalne. Fakt ich reasekuracji, choćby przez instytucję stojąca na krawędzi poważnych problemów z wypłacalnością, formalnie podnosi ich wartość.
W niełasce były akcje segmentów powiązanych z motoryzacją (utrzymujące się wysokie ceny ropy) oraz ze sprzedażą detaliczną. W przypadku tych ostatnich nastrój był konsekwencją potwierdzenia wspomnianego już Eurozone Retail PMI publikacją słabych wyników kwartalnych przez Ahold oraz Cassino. W pierwszej fazie sesji indeksy obciążały również tracące na wartości notowania surowców, głównie miedzi - traciły spółki wydobywcze. Na dodatek Kazakhmys opublikował wyniki kwartalne gorsze niż oczekiwania analityków.