W przeciwnym razie marcowy epizod mógł się powtórzyć już w tym tygodniu. Bank ogłosił stratę za trzeci kwartał rozliczeniowy, która jest prawie dwukrotnie wyższa od oczekiwań rynku, niepowodzeniem także zakończyły się rozmowy z potencjalnym koreańskim inwestorem. Prezes Lehmana zapowiedział, iż sprzedane zostaną udziały w funduszu inwestycyjnym oraz niektóre aktywa z rynku nieruchomości. Oczywiście z perspektywy rynku gra toczy się nie tylko o Lehmana - upadek banku byłby bardzo dużym ciosem dla całego systemu.
Dziś czekają nas przede wszystkim publikacje danych z rynku pracy oraz danych o cenach importu w USA, a także dane o bilansie handlowym USA za lipiec. Te pierwsze to cotygodniowy raport o liczbie nowozarejestrowanych bezrobotnych. Wielkość ta już niemal od dwóch miesięcy utrzymuje się na niepokojąco wysokim poziomie i rynek nie oczekuje tu przełomu. Konsensus to 440 tys. nowych bezrobotnych wobec 444 tys. w poprzednim tygodniu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu natomiast oczekuje się spadku cen importu (dane za sierpień) - o 1,6% w skali miesiąca. Jest to wynik szybko obniżających się cen ropy naftowej. Rynek oczekuje, że deficyt handlowy w lipcu wzrósł do 58 mld USD z 56,8 mld USD odnotowanych w czerwcu.
Waluty - EURUSD szuka dna, Polska chce euro
Nie słabnie dynamika, z jaką główna para walutowa zniżkuje od połowy lipca. Wczoraj notowania tej pary rosły jedynie rano osiągając poziom 1,4175, po czym zaczął się spadek. Pomagały w tym spadki notowań ropy oraz lepsza sesja na Wall Street. W rezultacie odnotowane zostało nowe, niemal roczne już, minimum na poziomie 1,3933. Zbliżamy się również w dość szybkim tempie do potencjalnego poziomu wsparcia czyli 1,3650, o którym pisaliśmy jeszcze w sierpniu. Tak duże ruchy na tej parze pomogły również parze GBPUSD znaleźć się najniżej od kwietnia 2006 roku. Notowania obniżyły się przejściowo poniżej 1,75, zaś silne wsparcie wystąpi tu nieco powyżej 1,70.
Tak wyraźne umocnienie dolara w normalnych okolicznościach miałoby bardzo niekorzystny wpływ na notowania złotego i z pewnością zobaczylibyśmy nowe lokalne maksima. Zapowiadało się na to przez większą część dnia, do czasu ogłoszenia przez premiera docelowej daty wejścia do strefy euro. Przed tym wystąpieniem notowania USDPLN i EURPLN zdążyły już wzrosnąć odpowiednio do 2,4690 i 3,4770, po czym zanurkowały nawet do 2,3946 i 3,3840. O samej wyznaczonej dacie (rok 2011) pisaliśmy już wczoraj - jest ona naszym zdaniem nierealna nawet z technicznego punktu widzenia, co jest niekorzystne o tyle, że deklaracja premiera zapewne nie opiera się jeszcze na doprecyzowanej strategii. Nawet jednak przyjęcie euro w 2012 roku i wejście do systemu ERM2 z początkiem przyszłego roku to już informacje, które w dużym stopniu mogą umacniać złotego. Oznaczałoby to bowiem rozpoczęcie spekulacji pod wyznaczenie centralnego parytetu, a później być może pod jego przesunięcie w dół (podobnie jak na Słowacji). Taki scenariusz korzystny jest dla inwestorów zagranicznych również ze względu na korzystną różnicę stóp procentowych. Jeśli jednak na innych rynkach wschodzących panować będą przeciwstawne tendencje (tzn. waluty będą tracić wobec umacniającego się dolara), będzie to sytuacja dalece ryzykowana, wymagająca bardzo zdyscyplinowanej polityki monetarnej i fiskalnej.