Odniesiono się też do aktualnej sytuacji na rynkach finansowych, stwierdzając, że "napięcia zwiększyły się znacząco", a FED będzie "uważnie" monitorował rozwój wydarzeń i działał "w razie potrzeby". To może sugerować, że wszystkie opcje są wciąż możliwe, chociaż wczorajszym posunięciem członkowie FED pokazali, że nie będą reagować na każde "żądanie" ze strony rynku. Niewykluczone, że jednocześnie zrozumiano fiasko ostatnich tego typu działań (zwłaszcza tych w I kwartale b.r.), gdyż nie zażegnały one problemów, a koszt pieniądza na rynku wzrósł. Czy jednak nowa polityka banku centralnego odniesie sukces? Nadzwyczajna pożyczka (85 mld USD) i kolejna "nacjonalizacja" w wydaniu American International Group (objęcie 79,9 proc. udziałów) zdadzą egzamin tylko wtedy, kiedy nie będzie kolejnych "trupów w szafie". Zresztą odmowa takiej pomocy dla bankrutującego Lehman Brothers zaledwie dwa dni wcześniej pokazała, że amerykańska administracja podejmuje decyzje selektywnie, decydując się ratować tylko te instytucje, których upadek naraziłby na szwank zaufanie przeciętnych Amerykanów do ich systemu finansowego. A to sprawia, że niepewność na rynkach będzie nadal się utrzymywać, co zaczyna przekładać się już na niebezpieczny w skutkach wzrost stawek depozytów na rynku międzybankowym. Kryzys płynnościowy, zatem wciąż się utrzymuje, a nawet nasila, pomimo, że banki centralne systematycznie pompują w rynek miliardy dolarów, aby go zażegnać. Można powiedzieć, że obecnie mamy do czynienia z najbardziej brutalną i być może ostatnią odsłoną kryzysu na amerykańskim rynku finansowym - jego samooczyszczeniem. Nie oznacza to jednak wcale, że kryzys gospodarczy się szybko zakończy. Niewykluczone, że skutki zamieszania wokół instytucji finansowych negatywnie odbiją się na realnej sferze gospodarki, wpędzając ją w poważną recesję. I jest dość prawdopodobne, że będzie miała ona wymiar globalny. Z obranej w II połowie 2007 r. drogi prędko, zatem nie da się zawrócić.
Złoty: Interwencja "Donalda Tuska" po raz kolejny przyniosła pożądany efekt. Złoty nie poddał się globalnym turbulencjom na rynkach finansowych i po raz kolejny wyraźnie zyskał na wartości. Przyczyniła się do tego deklaracja po spotkaniu rządu z przedstawicielami banku centralnego, dotycząca wspólnego opracowania harmonogramu prac w kwestii wprowadzenia wspólnej waluty w 2011 r. Pokazała ona, że wcześniejsze deklaracje premiera zaczynają nabierać realnego kształtu. Sugeruje to jednocześnie możliwość pewnych modyfikacji działań prowadzonych przez Radę Polityki Pieniężnej, która obecnie będzie musiała bardziej skupić się na tym, aby szybciej zbić inflację do celu NBP, czyli poniżej 3,5 proc. r/r. Tym samym jesienna podwyżka stóp procentowych jest dość realna, pomimo niższego od oczekiwanych odczytu sierpniowej inflacji CPI (4,8 proc. r/r), mniejszej dynamiki wynagrodzeń, a także w kontekście najnowszej prognozy resortu finansów, zakładającej spadek inflacji we wrześniu do 4,3 proc. r/r. W efekcie trudno jest liczyć na to, aby złoty w najbliższym czasie ponownie zaczął wyraźnie się osłabiać - to mógłby wywołać tylko globalny krach, który jeszcze nie nastąpił i raczej się nie pojawi w najbliższych tygodniach. Jednocześnie polski system finansowy i gospodarka są dość zdrowe na tle zachodnich odpowiedników. W najbliższych dniach złoty ma szanse dalej się umacniać, niezależnie od jutrzejszej publikacji danych o dynamice produkcji przemysłowej i inflacji PPI. Analiza techniczna pokazuje, że notowania euro powinny w ciągu kilkunastu dni przełamać poziom 3,30 zł, a dolara 2,30 zł. W środę o godz. 13:46 kursy wynosiły odpowiednio 3,3350 (EUR/PLN), 2,3450 (USD/PLN), 2,0950 (CHF/PLN), 4,1950 (GBP/PLN).
Euro/dolar: Pozostawienie stóp procentowych na niezmienionym poziomie przez FED natychmiast umocniło dolara na rynkach światowych, ale nie na długo. Ogłoszenie planu pomocy dla amerykańskiego giganta AIG sprawiło, że później trend się odwrócił - głównie za sprawą nieznacznej poprawy nastrojów na giełdach. Warto jednak pamiętać o tym, że w dłuższym okresie linia przyjęta obecnie przez FED teoretycznie powinna sprzyjać dolarowi. Brak obniżek stóp procentowych przy jednoczesnym systematycznym wzroście prawdopodobieństwa ich cięcia w strefie euro, będzie determinować kurs EUR/USD. Z drugiej jednak strony dopóki zamieszanie wokół kondycji amerykańskiego sektora finansowego nie minie (a raczej nie stanie się to w ciągu kilku dni), to trudno będzie znaleźć mocne powody do zakupów dolarów. Uczestnicy rynku wciąż będą się obawiać, iż kolejne dramatyczne wydarzenia wokół którejś z instytucji finansowych, wymuszą jednak "awaryjną" obniżkę stóp procentowych. Do zakupów "zielonego" nie będzie zachęcać także groźba wejścia amerykańskiej gospodarki w recesję - dlatego też dane makroekonomiczne publikowane w najbliższych tygodniach będą tak istotne. Czy, zatem czeka nas trend boczny na EUR/USD? Analiza techniczna przestrzega przed otwieraniem średnioterminowych krótkich pozycji na tej parze, skłaniając się w drugim kierunku. Silnym wsparciem są okolice 1,41, a ponowny test okolic 1,45 w perspektywie kilku dni jest niewykluczony. O godz. 13:46 za euro płacono 1,4219 USD.
Sporządził:
Marek Rogalski