W ubiegłym tygodniu kończyliśmy notowania spadkiem do ok. 2370 pkt, a wczoraj w trakcie notowań rynek zbliżał się do tego poziomu, ale od dołu. Ostatecznie poziom ten nie został osiągnięty. W czwartek kontrakty notowały minimum trendu – 2094 pkt, by już dzień później wyznaczyć szczyt sesji na 2340 pkt. Takie skoki to wyjątkowa okazja dla daytraderów. Rynek kontraktów zaczął przypominać normalny dzień na rynku walutowym.
Piątkowy wzrost cen nie był już tak zdecydowany jak dzień wcześniej, ale rozpiętość wahań przekroczyła 100 pkt, więc nie ma na co narzekać. Po takim odbiciu pojawia się pytanie, czy to już koniec. Czego koniec? Trendu? Nie ma na razie żadnego sygnału, który wskazywałby na zakończenie fali spadków. Zbliżenie się do 2000 pkt onieśmiela, ale nie takie poziomy padały. Inne sprawa, czy rzeczywiście jest uzasadnienie dla przeceny poniżej 2000 pkt. Moim zdaniem można w to powątpiewać. Ale rynek może się blisko tego poziomu w niedalekiej przyszłości znaleźć. Gdy rynkami rządzą emocje, mało jest miejsca na bardziej chłodne kalkulacje.
Poza tym z założenia podążamy za trendem, a więc niezależnie od tego, co myślimy o zmianach cen, reagujemy na to, co dzieje się na rynku. Nie naszym zadaniem jest zatrzymanie, a później odwrócenie trendu. To robi rynek, i gdy to się stanie, wtedy wkraczamy.
Innymi słowy zawsze jesteśmy o krok z tyłu, ale ten jeden krok sprawia, że unikamy większej liczby wpadek. To jak spacer za saperem. Na rynku są ci, którzy podejmują ryzyko łapania dołków.
Ostatnie dwa tygodnie sporo ich?kosztowało, ale zawsze znajdą się chętni, by zastąpić tych, którzy się wykrwawili kapitałowo (poza tym stale w takich okolicznościach jest kapitał, który tylko na takie okazje czeka). To do nich należy pierwszy krok. Gdy okaże się, że im nóg nie urwie, pozwalamy sobie na pójście ich śladem. W końcu obecność na rynku nie jest związana z chęcią narażania się na niepotrzebne ryzyko. Tu chodzi o przeżycie oraz zyskanie w długim terminie. Łapanie dołków to próba przewidzenia wyniku pojedynczej transakcji, co rzadko się udaje.