Krótko po rozpoczęciu notowań na rynku akcji podaż przypomniała, jaki kierunek ma dominująca tendencja. Przed południem ceny spadły pod 2100 pkt, by w końcu osiągnąć dołek na 2061 pkt. Teoretycznie możliwy był nawet atak na dołek trendu, ale tylko teoretycznie. Nie sprzyjały temu przynajmniej dwa czynniki.
Po pierwsze, sesja zaczęła się relatywnie wysoko w odniesieniu do minimum trendu, a więc musiałoby dojść do znaczącej przeceny, by nowe rekordy trendu się pojawiły. To nie było niemożliwe, ale zdarza się na tyle rzadko, że nie było sensu na to stawiać. Po drugie, czynnikiem hamującym zapał podaży był obrót. Był mały, a więc nie potwierdzał zmian cen. Z tego względu nawet w trakcie przeceny, a także później, gdy kreślona była jej korekta, poszukiwano oznak pojawienia się popytu, który by to wykorzystał. Popyt się ociągał. Odbicie sprawiło, że ceny powróciły w okolicę 2100 pkt, ale na więcej kupującym nie wystarczyło sił. W związku z tym pojawiła się kolejna fala słabości, ale ona już nie przyniosła nowych minimów sesji. To ważne, bo w tym samym czasie nowe minima dnia zaliczały europejskie indeksy i amerykańskie kontrakty indeksowe.
To okazało się dobrą wróżbą czy też sygnałem, że rynek nie jest już w tak kiepskiej kondycji, jak przed południem. Przed końcem dnia pojawił się popyt, który podniósł ceny ponad poziom 2100 pkt. Warto odnotować, że w czasie zwyżki aktywność graczy była wyraźnie wyższa, choć na to miał zapewne wpływ koniec sesji. Co to oznacza?
Właściwie nic. Przynajmniej z punktu widzenia gracza operującego w średnim terminie. Spadek jest zgodny z kierunkiem trendu, ale nowych rekordów tego trendu nie zanotowano. Równie dobrze dziś ceny mogą wzrosnąć. Dopóki będą się trzymały pod szczytem na 2332 pkt, ta ewentualna zwyżka nie będzie miała znaczenia. Poziom dołka i wspomnianego szczytu wyznaczają przestrzeń dowolnych wahań cen. Dopiero wyjście z tej przestrzeni będzie zauważone. Zmiany cen między wsparciem a oporem nie powinny być podstawą budowania oczekiwań na kontynuację ruchu w żadnym kierunku.