Wczorajsza sesja w Stanach nie pomoże nam za bardzo w rozstrzygnięciu niepewności dotyczącej poziomu wsparcia i możliwości odbicia się od niego. Indeksy w Stanach w czasie regularnej sesji wykonały minimalną zwyżkę. To sprawiło, że zakończyły dzień na poziomie wyższym niż w chwili, gdy my się zamykaliśmy, ale nie jestem pewien, czy to będzie wystarczająca przesłanka, by skłonić kupujących do większej aktywności. Już wczoraj popyt miał powody do tego, by się ujawnić, ale pozostał w cieniu. Co dziś miałoby to zmienić? Z pewnością nie ten niewielki wzrost wartości amerykańskich indeksów.
Ten wzrost amerykańscy komentatorzy przypisują danym o nastrojach konsumentów. Faktycznie, poziom wskaźnika zaufania był zdecydowanie wyższy od oczekiwań. Jednak część analityków podkreśla, że lepsze nastroje konsumentów były sygnalizowane wcześniej, a więc wpływ tej wiadomości nie był aż tak znaczny. Dodać należy, że zwyżka cen na wczorajszej sesji pojawiła się krótko przed zamknięciem. Wcześniej ten same dane nie były wystarczającym argumentem do zakupów. Zamiast radować się z tych kilku marnych dziesiątych procenta raczej zastanowiłbym się, dlaczego rynek na te dane zareagował tak chłodno. Tłumaczenie o tym, że była oczekiwana poprawa to nie wszystko. Poprawa była oczekiwana, ale nie taka. Tym bardziej, że wzrost wskaźnika miał w większym stopniu związek ze wzrostem składowej oczekiwań, a więc tej ważniejszej. To jej zmiany są skorelowane ze zmianami wielkości konsumpcji. Innymi słowy to nie ocena bieżąca konsumentów pcha ich w szpony marketowych szaleństw, ale oczekiwania poprawy. Konsumpcja nie byłaby duża, gdyby oczekiwano pogorszenia koniunktury nawet, gdyby ocena bieżąca była wysoka. Zatem mamy wzrost składowej oczekiwań, ale rynek nie reaguje. Poddaje się niewielkim wahaniom. To nie jest dobra wiadomość dla grających na wzrost cen. Przynajmniej w USA.
U nas wczoraj wyraźnie umocniła się złotówka. Nie ma to jednak przełożenia na notowania na GPW. Dość powiedzieć, że po wspomnianych danych w USA nasz rynek zanim się zamknął zdążył zaliczyć nowe minimum dnia. Taka słabość jest zastanawiająca. Tym bardziej, że przecież wczorajsza sesja była tą, na której popyt miał za zadaniem potwierdzić fakt poniedziałkowego obronienia wsparcia. Wczorajszych notowań za takie potwierdzenia z pewnością nie można uznać. Nie został pokonany nawet poziom 2340 pkt., a przecież w jego okolice ceny zbliżyły się tylko na samym początku dnia, by później przebywać wyraźnie niżej. Sprawa wsparcia nadal jest otwarta. Póki ceny nie oddalą się na znaczną odległość, podaż będzie miała szansę kolejny raz spróbować.