Weekendowa Analiza Futures

Korekta spadkowa zakończyła się w poniedziałek, ale rynek nadal nie pozwala na ocenę rzeczywistej siły kupujących. W tej sytuacji dyskusyjne jest nawet oczekiwanie na wzrost indeksu do 2350 pkt., bo ruch może zgasnąć wcześniej.

Aktualizacja: 19.02.2017 04:18 Publikacja: 01.07.2012 12:59

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Ostatni tydzień rozpoczynaliśmy z założeniem, że w trakcie tych pięciu sesji pojawi się dołek korekty, po czym nastąpi ponowienie wzrostu cen.  Dołek pojawił się już w poniedziałek, a zwyżka doprowadziła do próby wyznaczenia nowych szczytów trendu wzrostowego już w środę. Próba ta zakończyła się połowicznym sukcesem na rynku terminowym, ale na indeksie WIG20 nawet tego połowicznego sukcesu nie było. Połowiczność polegała na tym, że w środę ceny kontraktów wyszły nad szczyt z 20 czerwca, czyli nad 2213 pkt., ale nie było to wyraźne pokonanie szczytu, leczy tylko jego naruszenie. W sytuacji, gdy popyt powinien mocniej zaatakować, zabrakło sił kupującym. W efekcie poziom zamknięcia w środę znajdował się poniżej szczytu, z którym próbowano walczyć. Indeks nawet tego naruszenia nie zaliczył. W czwartek otwarcie notowań znajdowało się tuż pod szczytem, ale do kolejnej próby już nie doszło. Piątkowa sesja przyniosła ponowne zbliżenie do szczytów. Jest całkiem prawdopodobne, że na początku nowego tygodnia dojdzie do próby wzrostu cen, a więc skala trendu rozpoczętego w końcówce maja zostanie powiększona.

Zachowanie cen w ostatnim czasie daje do myślenia. Szczególnie, gdy zestawi się je z zachowaniem obrotu. Okazuje się, że rynek rośnie bez większych korekt, ale nie ma to potwierdzenia w zmianach aktywności. Gdyby nie obrót można byłoby stwierdzić, że seria korekt płaskich oraz ta nieco większa, która zakończyła się już w poniedziałek, to przejaw przewagi kupujących. Faktycznie ktoś podnosi ceny, ale nie wiem, czy to już można nazwać silną przewagą popytu. Mimo wszystko, popyt nie spotkał się jeszcze z silną podażą. Stąd trudno ocenić jego faktyczne możliwości. To sytuacja podobna drogi młodego obiecującego pięściarza. Jeśli kolejne walki stacza on z mało wymagającymi przeciwnikami, to nie można ocenić rzeczywistych możliwości zawodnika. Taka ocena pojawi się wtedy, gdy dojdzie do starcia z przeciwnikiem markowym. Wtedy porównanie będzie bardziej adekwatne.

W środę popyt już złapał zadyszkę, choć teoretycznie nowe szczyty tendencji powinny zmotywować do zwiększonej aktywności. Podaż nie była aż taka wielka, ale udało się jej zatrzymać rynek. Jeśli ten tydzień zaczniemy od wzrostu, to można śmiało stwierdzić, że to właśnie te najbliższe dni mogą być prawdziwym testem jakości popytu. Skoro już w ostatnią środę podaż postawiła warunki, to rozpoczęcie nowego tygodnia od wyższych wartości skłoni po raz kolejny sprzedających do aktywności. Tym razem poważniejszej.

Do tej pory sądziłem, że jest całkiem prawdopodobne, że indeks dojdzie do okolic 2350 pkt. (Wykres_1). Przyznam, że teraz, po tym, co się wydarzyło w środę i czwartek, zaczynam rozważać możliwość, że nawet tego poziomu tym razem nie uda się sięgnąć.

Sprawy mają się następująco. Mamy za sobą „większą" korektę, która szczególnie wielka nie była. Zakończyła się w ubiegły poniedziałek. Później ceny się podniosły. Teoretycznie powinniśmy obserwować dalszą zwyżkę, która miałaby nas zaprowadzić do szczytu aktualnej tendencji. Mielibyśmy za sobą kilka tygodni wzrostów. W sam raz by rozpocząć trwającą nieco dłużej niż kilka dni fazę osłabienia. Myślę, że sygnałem do rozpoczęcia tej fazy będzie spadek cen pod dołek z ostatniego poniedziałku, czyli pod minimum tej ostatniej korekty. Byłoby to pełne zanegowanie ostatniej fazy zwyżki, a taka negacja z pewnością nie oznaczałaby powrotu na rynek byków.

Teraz rodzi się pytanie, co faktycznie oznaczałoby przełamanie poniedziałkowego dołka? Moim zdaniem, należy rozważyć możliwość, że taki sygnał oznaczałby zakończenie tej fazy wzrostów i rozpoczęcie ruchu w kierunku dotychczasowego minimum, czyli pod poziom 2000 pkt. Wprawdzie do tej pory oczekiwałem na wzrost do 2350 pkt. i nadal jest to realne do osiągnięcia, ale nie podoba mi się ten brak poważnej korekty. Już to przerabialiśmy w lutym. Druga zwyżka w tym samym stylu, która miałaby sugerować próbę walki w okolicy 2400 pkt.? Nie wydaje mi się. Z tego względu pokonanie dołka z poniedziałku będzie można potraktować jako sygnał powrotu do trendu spadkowego.  Takie było założenie dla tego wzrostu, miał on dać możliwość do odnowienia nastawienia negatywnego na wyższym poziomie. Wtedy stopem dla takiej zmiany nastawienia byłby szczyt, który pojawiłby się w tym tygodniu.

Tu warto wtrącić ważną  uwagę. Dołek z ostatniego poniedziałku będzie miał opisane tu znaczenie techniczne, ale tylko pod warunkiem, że w ciągu najbliższych dni ceny wyjdą na nowe szczyty zwyżki. Gdyby do tego nie doszło, posiłkować się będziemy poziomem luki z 11 czerwca.

Zmiany cen, jakie będą miały miejsce w najbliższym czasie związane będą z tym, jak uczestnicy rynków przyjmować będą kolejne publikacje danych makro w USA, a w szczególności dane z tamtejszego rynku pracy. To teraz najważniejszy czynnik, który może przesądzić o tym, czy Rezerwa Federalna zdecyduje się na wsparcie gospodarki kolejnym programem luzowania ilościowego. Temat rynku pracy i możliwych reakcji władz monetarnych będą wałkowane w trakcie najbliższych dni. W tym kontekście trzeba będzie również odbierać reakcję rynku na same dane. Oczekiwania nie są optymistyczne (mówi się o wzroście liczby etatów w sektorze pozarolniczym o mniej niż 100 tys.), co samo w sobie jest znamienne. Gdyby one nie zostały zaspokojone, początkowo pewnie ceny akcji by spadły, ale nie jestem pewien, czy w przypadku wyraźnie negatywnej niespodzianki szybko nie zaczęłyby rosnąć. Ta zwyżka wiązałaby się z uznaniem przez rynek, że Fed nie będzie miał wyjścia i uruchomi trzecią część luzowania ilościowego. W tym wypadku, im gorsze byłyby dane, tym większy wzrost cen akcji. Dane zbliżone do prognoz, albo tylko nieznacznie słabsze od oczekiwań zostałyby przyjęte negatywnie. Zagadką jest dla mnie przyjęcie zdecydowanie lepszych danych, które potwierdzałoby tezę o tym, że dane za maj były tylko wypadkiem przy pracy. Tak silnie pozytywne zaskoczenie z jednej strony byłoby pozytywnym sygnałem w ocenie gospodarki, ale z drugiej drastycznie zmniejszyłoby możliwość QE3, co pewnie wielu uczestnikom rynku by się nie spodobało.

W grę wchodzą także inne czynniki, które mogą wpłynąć na ruchy cen na rynkach finansowych. Oczywiście ważna jest tu Europa, choć po ostatnim szczycie odnosi się wrażenie, że presja nieco spadła. Zapowiedzi zmian w systemie bankowym zostały przyjęte pozytywnie, choć sprawa nie jest tak jednoznaczna. Zbudowanie jednej wspólnej struktury bankowej w strefie euro brzmi fajnie, ale oznacza przerzucenie na ECB, bo to bank centralny ma przejąć część zadań nadzoru, finansowych skutków dotychczasowych inwestycji banków. W szczególności w krajach zagrożonych sytuacja banków jest szczególna, gdyż są one w posiadaniu obligacji rządowych, które obciążają bilanse.

Rozpoczął się lipiec, a więc powoli równolegle rozpocznie się odliczanie w USA. Chyba nikomu nie trzeba przypominać, jakie zamieszanie wywołało w ubiegłym roku debatowanie nad progiem zadłużenia amerykańskiego rządu. W tym roku czeka nas to samo. Na domiar złego zbiegnie się to z kampanią prezydencką. Jak wyliczył Citibank kwota zadłużenia osiągnie określony ustawowo limit (16,4 bln dolarów) 13 stycznia 2013 roku. Wkrótce znowu będziemy obserwatorami karuzeli wypowiedzi i deklaracji, połączonych z ostrzeżeniami agencji ratingowych oraz okraszonymi tańcem godowym kandydatów w wyborach. To na razie będzie miało niewielki wpływ na poziom notowań, ale wiadomości z tego magla powoli będą przebijały się do przekazu medialnego.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów