Operujący na rynku akcji charakteryzują się pewnym skrzywieniem, które wynika z tego, że zarobek możliwy jest tylko po długiej stronie. Stąd wyszukiwanie okazji do tego, by ceny miały rosnąć. Szukanie argumentów oraz przesłanek za tym, by pojawił się zysk z zainwestowanego kapitału. To niestety wydaje się zaburzać obiektywizm prowadzonej analizy. Osoby operujące po obu stronach rynku nie koniecznie muszą być lepszymi analitykami, ale przynajmniej pozbawieni się wspomnianego zakrzywienia i nie postrzegają rzeczywistości jednokierunkowo. Przekaz medialny sprzyja rynkom akcji, a zatem zazwyczaj będzie promował czynniki sugerujące wzrost cen. Zdaniem mediów, czy w postrzeganiu rynku przez polityków i decydentów, pozytywna zmiana cen nie jest tylko ich wzrostem, ale jest także pozytywna w kategoriach moralnych. To widać, gdy podejmowane są decyzje o zakazie gry na krótko tłumacząc to chęcią zmniejszenia zmienności, choć badania naukowe nie pozostawiają wątpliwości, że to właśnie możliwość skracania pozycji pozwala na mniejszą zmienność i szybkie uspokojenie w sytuacji dynamicznych osłabień.

Wydaje się, że z takim zakrzywieniem mamy do czynienia teraz. Od ponad tygodnia mówi się, że obecny tydzień ma przynieść jakieś poważne zmiany w polityce monetarnej USA i strefy euro. Oczywiście w tle jest oczekiwanie na luzowanie tej polityki, co ma przełożyć się na wzrost cen akcji. Czy te oczekiwania są uzasadnione? Wczoraj pokazał to Fed. Posiedzenie Komitetu Otwartego Rynku zakończyło się brakiem zmian w parametrach polityki pieniężnej. Umocnienie się dolara po tej decyzji może być przejawem zaskoczenia rynków. Rynki akcji za bardzo nie ucierpiały, ale tu nadzieją i to nawet większą jest dzisiejsze spotkanie bankierów w ECB. Ubiegłotygodniową wypowiedź Mario Draghi o tym, że ECB zrobi wszystko, by utrzymać strefę euro, uznano za wskazówkę, że ECB szykuje rynkom akcji jakiś smakowity prezent. O ile w przypadku Fed oczekiwania dotyczyły działań, które ten bank centralny już podejmował i mieszczą się one w ramach jego polityki, tak w przypadku ECB to jedno zdanie uznano za dowód, że bank ten złamie teraz swoją dotychczas nieprzejednaną postawę  kierowania się w swych działaniach walką z inflacją. Nikt nie zapytał, że ta chęć utrzymania strefy euro jest tożsame z chęcią, by pozostała ona z obecnym kształcie. To już są jednak rozważania teoretyczne. Dziś liczy się dla rynków to jedno zdanie szefa ECB, co moim zdaniem jest kiepską podstawą do tak mocnych oczekiwań.

Tak jak Fed stał się wczoraj źródłem rozczarowania, tak dziś może nim być pęknięcie balonu rozdmuchanych oczekiwań wobec ECB. Nie oznacza to, że ECB nie będzie czegoś sugerował, ale obawiam się, że na poziomie decyzji determinacja banku europejskiego będzie znacznie mniejsza od wcześniejszych posunięć amerykańskiego odpowiednika. Tym bardziej, że mamy do czynienia z silną opozycją ze strony Bundesbanku, a tego nie da się zupełnie zignorować i pójść z nim na wojnę. Dotychczasowa siła euro wynika m.in. z relatywnie twardej postawy ECB. Na tym opiera się wiarygodność wspólnoty. Politykom nikt nie ufa, bo oni już dawno wykupiliby za wydrukowane pieniądze wszelkie obligacje. Opór ze strony ECB był hamulcem dla psucia pieniądza i utrzymywania standardów. Realizacja oczekiwań rynków była końcem tego okresu, co dla euro w dłuższej perspektywie mogłoby mieć zgubne skutki.