ECB miał zacząć skupować obligacje Hiszpanii i Włoch, a Fed ogłosić nowy program luzowania ilościowego. Problem w tym, że obie decyzje wydawały się mało prawdopodobne. Rzeczywistość potwierdziła wątpliwości. Skoro wcześniejszy wzrost parę czerpał z oczekiwań na działania, które faktycznie się nie pojawiły, to teraz rynek powinien poddać się porównywalnej fali rozczarowania. Nie poddał się. Fala rozczarowania była niewielka i dotyczyła tylko czwartkowego popołudnia. Już w piątek ceny znalazły się nad czwartkowym maksimum. Można tę zwyżkę tłumaczyć dobrymi danymi z amerykańskiego rynku pracy, gdyby nie to, że to wytłumaczenie stoi w sprzeczności z wcześniejszym oczekiwaniem na luźniejszą politykę pieniężną. Lepsze dane w USA to czynnik, który oddala, a nie przybliża perspektywę podjęcia przez Fed decyzji o skupie aktywów.

Rozwiązaniem tej zagadki jest przypuszczenie, że za poprawą nastrojów, która trwa już prawie dwa tygodnie, stoją czynniki mniej oczywiste niż oczekiwanie na luzowanie ilościowe. Można byłoby rozważać, czy nie mamy do czynienia z początkiem większej zwyżki, gdyby nie jeden aspekt, który psuje te dobre nastroje. Problemem jest niska aktywność graczy. Odrobienie strat w piątek robi wrażenie, ale wspomniany niski obrót nie pozwala automatycznie oczekiwać na znaczący ruch cen.

Już w trakcie czwartkowych notowań doszło do zmiany nastawienia, która jednak okazała się chwilowa. Piątkowe wyjście nad szczyt z czwartku ponownie sprawiło, że nasze nastawienie zmieniło się na neutralne, a więc w średnim terminie na rynku mamy ponownie równowagę. Odpowiadałoby to nie tylko samym zmianom cen, ale także wspomnianym wątpliwościom dotyczącym wielkości obrotu. Biorąc pod uwagę pamiętną analogię do jesiennych zmian cen, trzeba się liczyć z tym, że rynek stoi przed możliwością większej zwyżki.