Weekendowa Analiza Futures

Po spokojnym tygodniu wyczekiwania w piątek notowania zakończyły się wystrzałem cen. Można odnieść wrażenie, że popyt nie przejmuje się niczym.

Aktualizacja: 13.02.2017 02:38 Publikacja: 05.08.2012 13:28

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Ceny rosną, choć nie spełnione zostały oczekiwania dotyczące zmian w polityce pieniężnej w USA i strefie euro. Na rozczarowanie wystarczyło tylko szybkie zejście w czwartek. Piątkowa akcja rozbudza nadzieję na większą zwyżkę. One jest możliwa, ale chyba jeszcze nie teraz. Zachowanie rynku wskazuje na to, że dotychczasowy wzrost cen, jaki trwa już prawie dwa tygodnie nie ma wiele wspólnego z oczekiwaniami na luzowanie ilościowe. Właśnie spekulacje na ten temat były przez komentatorów podawane jako przyczyny zwyżek. Okazało się, że zarówno Fed, jak i ECB nie spełnił oczekiwań, a rynek nadal wydaje się być w relatywnie dobrej formie. Rozczarowanie było, owszem, ale tylko w trakcie popołudnia w czwartek. Piątkowa sesja pokazała, że popyt nie zamierza odpuszczać. Przynajmniej ten, który jest obecny na rynku. Trzeba przyznać, że na wykresach wygląda to ładnie. Tym bardziej, gdy powiąże się to z mocniejszym złotym i wzrostem cen polskich obligacji. Jest tu jednak jeden szkopuł. Jeśli wszystko jest tak super, to dlaczego kapitał, jaki obecnie rozgrywa sytuację na rynku, jest taki mizerny? Obrót wskazuje na ciągle nieśmiałe zakupy. Czy można z tego wyciągać jakieś wnioski? Aktywność z założenia ma potwierdzać zmiany cen. Gdy takiego potwierdzenia nie ma, to sama zmiana jest akceptowana, ale problematyczne staje się rozważanie, czy taka zmiana ma szansę na znaczną kontynuację. W naszym przypadku zwyżka cen kontraktów doprowadziła do pokonania poziomu konsolidacji sprzed trzech tygodni. To jest niewątpliwie sygnał, że na rynku pojawił poważniejszy popyt. Pytanie, czy jest to już sygnał do znacznej zwyżki. Mam wątpliwości. Niska aktywność jest właśnie ich źródłem. Ja pokonanie wspominanej konsolidacji odbieram jako wskazówkę, że ewentualne osłabienie może nie być znaczące i pewnie nie dojdzie do zejścia pod poziom dołka na 2066 pkt., a jeśli nawet do szybko ceny powrócą nad ten dołek. Spójrzmy jak to aktualnie wygląda na wykresie godzinowym (Wykres_1). Myślę, że jest spora szansa na to, że piątkowy wzrost cen umożliwi bykom podciągnięcie rynku w okolicę szczytu z początku lipca. Później już może być kłopot. Właśnie w tej okolicy szukałbym okazji do powrotu do nastawienia negatywnego. Oczywiście nie chodzi o szukanie okazji na siłę, ale jeśli pojawi się jakaś formacja szczytowa to chyba warto byłoby z niej skorzystać. Nie jest jednak wykluczone, że fala zakupów potrwa dłużej (wspomniana formacja w okolicy ostatniego szczytu by się nie pojawiła), co mogłoby zaprowadzić ceny do poziomu nieco przekraczającego 2300 pkt. Myślę jednak, że wspomniana niska aktywność będzie tu przeszkodą. Jak wygląda sprawa z przywoływaną tu analogią zmian wartości indeksu S&P500 w poprzednich latach z tym, co dzieje się teraz? W przeciwieństwie do WIG20, który utracił w tym tygodniu podobieństwo do tego, co działo się na jesieni, indeks pięciuset amerykańskich spółek zachowuje pewne podobieństwo w rytmie zmian do tego, co działo się wcześniej (Wykres_2) pod koniec roku 2009 i wiosną roku 2011. Z tych podobieństw wyłania się możliwość jeszcze krótkiego wzrostu cen, ale nie byłby to ruch, który miałby wynieść ceny szczególnie wysoko. Nie jest wykluczone, że zwyżka trwałaby ok. tygodnia lub dwóch, po czym wykresy zaczęłyby się załamywać. Gdyby posiłkować się tą analogią, to właśnie za tydzień lub dwa należałoby oczekiwać wyraźnego osłabienia, które doprowadziłoby indeksy w pobliże poziomu dołka z początku czerwca. W poprzednich przypadkach analogiczne dołki nie były testowane, a w związku z tym, nie było zagrożenia, że rynek za daleko zejdzie. Teraz istnieje ryzyko, że dołek testowany będzie, gdyż to trzecia taka sekwencja, która ma w sobie wiele potencjału negatywnego. Mimo oczekiwanego testu można przypuszczać, że rynek się wybroni przed atakiem i indeks spółek amerykańskich wykona jeszcze jedną sporą falę wzrostową, która byłaby odpowiednikiem zwyżki z początku 2010 roku lub wzrostu czerwcowo-lipcowego z roku ubiegłego. Faza spadku i późniejszego wzrostu miałaby potrwać prawie cztery miesiące. Dodajmy do tego wspominane wcześniej tydzień lub dwa na dokończenie obecnego wzrostu i mamy zbudowaną perspektywę dla rynku. Oczywiście ta perspektywa jest podyktowana jedynie podobieństwem do wcześniejszych zmian, a przecież kilka najbliższych miesięcy będzie także czasem na wydarzenia szczególne. Nadal istnieje silna presja w Europie wynikająca z tego, że ciągle nie ma skutecznego rozwiązania sprawy zadłużenia Hiszpanii i Włoch, a w szczególności wysokiego kosztu tego długu. ECB czeka na to, co w Niemczech konstytucjonaliści powiedzą o ESM. W USA oprócz wątków rynku pracy, czy luzowania ilościowego mamy także wątki kampanii prezydenckiej oraz debaty na temat konieczności podniesienia progu zadłużenia. Zdaniem części analityków próg zostanie osiągnięty w pierwszej połowie stycznia. Pomni na wydarzenia sprzed roku nie możemy mieć pewności, że amerykańscy politycy zachowają zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy. Tu też wypływa ponownie aspekt prowadzonej przez Fed polityki pieniężnej. Nie jest wykluczone, że Rezerwa Federalna, w przypadku braku porozumienia polityków, będzie zmuszona do podjęcia szczególnych działań wspierających gospodarkę amerykańską, która już nie mogłaby się bardziej zadłużać, co wiązałoby się z drastycznymi cięciami wydatków. Obecnie oczekiwane luzowanie ilościowe właśnie wtedy miałoby znaczenie. Nie tylko przekładałoby się na gospodarkę, ale także wpływało na nastroje rynkowe. Takie oczekiwanie na wynik rozmów w amerykańskim parlamencie może być czynnikiem, który oddali możliwość wdrożenia QE3. Swoje robią, i w stają się świetną wymówką, dane z rynku pracy. Ostatni raport wskazuje na utrzymywanie się wzrostu etatów w tempie umiarkowanym. Tempo to jest zbyt wolne, by mówić o poprawie na rynku pracy, ale jednak zbyt szybkie, by podejmować drastyczne działania w ramach polityki pieniężnej. Fed pozostawi sobie QE na gorący czas. Gdyby bowiem zdecydował się wdrożyć skup aktywów wcześniej wiedząc, jak silny jest to bodziec dla rynków, to pozbawiłby się skutecznego narzędzia na trudne czasy. Tym bardziej, że obecna sytuacja nie wymaga nadzwyczajnych posunięć.

Roczna subskrypcja parkiet.com za 149 zł

Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów