Weekendowa Analiza Futures

Piątkowe osłabienie cen można traktować jako sygnał końca wzrostów? Nie, ale zachowanie rynku z tego dnia pokazuje, że popyt traci siły. Warto się zastanowić, co będzie dalej. Przyznam, że przyszłość nie jawi się w pięknych barwach. Wyjście indeksu WIG20 nad poziom 2300 pkt. już teraz, czyli bez korekty, komplikuje sytuację graczy oczekujących na silny wzrost cen.

Aktualizacja: 13.02.2017 01:39 Publikacja: 12.08.2012 00:19

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

Zacznę od przypomnienia wykresu indeksu S&P500, gdzie zaznaczone są dwie podobne do obecnej sytuacje (Wykres_1). Strzałkami zaznaczyłem miejsca, które moim zdaniem odpowiadają aktualnej sytuacji w pewnym rytmie, jaki na wykresie jest widoczny. Jak widać, zakładam, że znajdujemy się w końcowej fazie zwyżki, po której ma przyjść spadek cen. Pojawia się pytanie o wielkość tego spadku.

W pierwszym wypadku (strzałka po lewej stronie wykresu), czyli na początku 2010 roku przecena zatrzymała się wyraźnie nad poprzednim dołkiem. Dla pięćsetki w tej chwili analogicznym dołkiem jest minimum z 4 czerwca. Zatem ta wersja zakłada, że spadek nie sprowadzi indeksu poniżej minimum z początku czerwca. Jednak mamy jeszcze drugą wersję (ubiegłoroczną). Tu już przecena była na tle głęboka, że indeks ledwie wybronił się przed spadkiem po poprzedni dołek. Jak więc będzie tym razem?

By na to odpowiedzieć, trzeba spojrzeć nie tylko na przebieg spadku, ale również przeanalizować przebieg i skalę wzrostu, jaki odpowiada aktualnej zwyżce, a więc wzrostu zaznaczonego strzałką. Jak daleko ceny wyszły ponad poprzedni szczyt? Grudniowy wzrost cen z 2009 roku zdecydowanie pokonał szczyt z jesieni tego roku. Różnica jest kolosalna. W sekwencji zaznaczonej dla ubiegłego roku poprzedni szczyt został wprawdzie pokonany, ale już nie w tak wyraźny sposób. Do tego wartość indeksu dość szybko zjechała na niższe poziomy. Obecna zwyżka na razie nie zdołała wynieść indeksu nad szczyt z początku kwietnia. Ale ona jeszcze trwa, więc tu nie czas na twarde porównania.

Porównajmy zatem poprzednie. Pierwsza sekwencja z przełomu lat 2009 i 2010: ruch wzrostowy wyraźnie ponad poprzedni szczyt, a później spadek zakończony zdecydowanie powyżej poprzedniego dołka. Sekwencja druga (z ubiegłego roku): ruch wzrostowy lekko nad poprzedni szczyt i spadek zakończony tuż nad poprzednim dołkiem. Pytanie, jak rynek zachowa się teraz? Być może pojawią się sugestie, że zmienność nakazuje oczekiwać powtórki z sezonu 2009/2010, ale ja wziąłbym pod uwagę możliwość, która jeszcze się nie pojawiła, ale jest jakby przedłużeniem pewnej prawidłowości z lat poprzednich. Tą prawidłowością jest obserwacja, że w trakcie ubiegłorocznej sekwencji popyt zarówno w trakcie wzrostu oraz późniejszego spadku wykazywał się mniejszą siłą. Co ważne, ta obserwacja jest potwierdzona również przez zachowanie indeksu w trakcie wzrostu, jaki pojawił się po fazie osłabienia z stycznia 2010 i maja-czerwca 2011. Wzrost trwający do kwietnia 2010 był mocny i zdecydowanie powiększył skalę wcześniejszego trendu. W przypadku zwyżki czerwcowo-lipcowej z ubiegłego roku już tego powiedzieć nie można. W jej trakcie trend wzrostowy nie został powiększony – szczyt wzrostu został wyznaczony poniżej poprzedniego. Co było później (w sierpniu), dobrze pamiętamy.

Jeśli ta obserwacja jest poprawna, to w obecnej sekwencji popyt może okazać się jeszcze słabszy. Zatem już w obecnej fazie będzie trudno pokonać poprzedni szczyt. Do tego istnieje spore niebezpieczeństwo, że spadek cen, jaki mógłby się wkrótce wykrystalizować, nie zatrzymałby się na dołku z 4 czerwca. No i wreszcie oczekiwany wzrost, jaki miałby później się pojawić, byłby tylko słabym odbiciem, bez poważnego zagrożenia dla kwietniowego szczytu.

Czy takie rozumowanie pokryje się z rzeczywistością, przekonamy się wkrótce. Gdyby tak się stało wracamy do wskazywanego na tym samym wykresie podobieństwa sekwencji zaznaczonej w ciemniejszym prostokącie do sekwencji zaznaczonej w prostokącie jaśniejszym. Gdyby trzymać się założenia, że to podobieństwo się zrealizuje, to byłby to fatalny scenariusz na najbliższe miesiące. Łącznie z możliwością spadku indeksu o połowę w ciągu najbliższego roku. Nie wybiegajmy jednak za daleko zarówno w przyszłość, jak i za głęboko w scenariusze niedźwiedzie. Na razie obserwujemy indeks amerykański w kontekście potwierdzenia bądź nie, nakreślonych tu podobieństw. Gdy będą się potwierdzały, wnioski będą pojawiać się automatycznie.

W przypadku WIG20 sytuacja jest także ciekawa (Wykres_2). Tu nie ma w ogóle mowy o atakowaniu ubiegłorocznych szczytów. Rynek od roku znajduje się niemal na tym samym poziomie. Teraz mamy fazę wzrostu cen. Ostatni tydzień pokazał, że popyt nie chce odpuścić. Indeks jest na dobrej drodze, by sięgnąć, a może nawet nieco przekroczyć, okolicę 2400 pkt. Byłoby to pokonanie linii łączącej lokalne szczyty w ostatniego roku. W innych warunkach byłby to istotny sygnał przewagi popytu. W tych warunkach, a w szczególności w kontekście tego, co napisałem wyżej o indeksie amerykańskim, sygnał będzie problematyczny. Ewentualny powrót pod wspomnianą linię będzie tego potwierdzeniem.

Dotychczas zakładałem, że indeks WIG20 zachowuje się podobnie do tego, co miało miejsce na jesienni ubiegłego roku. Podobieństwo zakończyło się, gdy indeks wyszedł nad 2300 pkt. W tym momencie przeważa koncepcja wzrostu bez zatrzymania do okolicy 2400 pkt. Wcześnie zakładałem, że taka zwyżka pojawi się dopiero po korekcie do okolicy dołka z końca lipca. Skoro już w tej fazie osiągnięty może zostać już tak wysoki poziom (nad linią), to oczekiwanie na późniejszą silną zwyżkę wydaje się nie mieć podstaw. Tym bardziej, jeśli miałaby się sprawdzić nakreślona wizja osłabienia indeksu S&P500. W takiej sytuacji wzrost może się pojawić, ale już tylko jak korekta.

Na koniec przedstawię listę czynników (kolejność dowolna), które warto wziąć po uwagę przy rozważaniu możliwości pojawienia się wkrótce istotnego szczytu: silny popyt na rynku obligacji w Polsce, wyhamowanie wzrostu kursu złotego, wysoki poziom optymizmu piszących amerykańskie newslettery inwestycyjne, niska dynamika zysków spółek amerykańskich w połączeniu z wyraźnie dodatnią zmianą roczną indeksu S&P500 z perspektywą pogorszenia się zysków spółek, silny wzrost LOP w ostatnich dniach na kontraktach na WIG20 podobny do tego z lutego br., perspektywa „debaty" o limit zadłużenia w USA, kampania prezydencka w USA, kryzys w strefie euro, zmniejszenie szans na luźniejszą politykę pieniężną względem oczekiwań choćby sprzed miesiąca, niski obrót w trakcie wzrostów cen w ostatnich tygodniach, rozjazd średniej transportowej Dow Jones względem średniej przemysłowej, wielomiesięczny wzrost średniej spółek użyteczności publicznej (DJU), czyli spółek pasywnych (na trudne czasy) i zapewne wiele innych, o których jeszcze nie wiemy. Trwa wzrost cen, ale nie planowałbym teraz zakupów długoterminowych.

Komentarze
Na co czeka RPP?
Komentarze
Gołębnik pozostaje otwarty
Komentarze
Kwiecień w obligacjach
Komentarze
W Polsce stopy w dół, w USA nie
Materiał Promocyjny
Jakie cechy powinien mieć lider, by reagować na zmiany?
Komentarze
Wyczekiwane decyzje RPP
Komentarze
Łapanie oddechu