Wczorajsza sesja pokazała, że popyt na poważnie rozważa atak i zmianę układu sił na rynku polskim. Jeszcze chwila i okaże się, że będziemy atakować poziom szczytu z końca sierpnia ubiegłego roku, a tym samym zakończy się szeroki zakres wahań, a rynek w długim terminie znajdzie się w trendzie wzrostowym, który ostatecznie mógłby nas zaprowadzić zdecydowanie wysoko. Na razie mamy walkę indeksu z oporem. Wczoraj WIG20 flirtował ze szczytem sprzed sygnału słabości. Jeśli dziś wyjdziemy nad wczorajsze maksimum sprawa w kontekście rynku kasowego będzie jasna. Na terminowym to także jest kwestia kilku punktów.

O wczorajszej sesji w USA nie ma co pisać. Zwyżka, która trwała jeszcze zanim zakończyły się notowania w Warszawie została jeszcze nieco powiększona, a tym samym potwierdzonej zostały zakusy popytu na korektę. Jeśli trzymać się podobieństw do przeszłości, to teraz (lub za krótką chwilę) indeksy amerykańskie powinny rozpoczynać fazę odreagowania osłabienia, jakie miało miejsce od września. W ramach tego polepszenia nastrojów wrześniowe szczyty nie powinny być pokonane, a później rynek miałby wejść w drugą fazę osłabienia, której skala i dynamika byłyby większe niż ta, która właśnie dobiega końca.

O wczorajszych wzrostach w USA nie ma co pisać także z tego powodu, że wydarzeniem wczorajszego dnia było obniżenie przez agencję Moody's ratingu dla długu Francji z Aaa do Aa1. Perspektywa jest negatywna. Rynek zareagował szybkim spadkiem wartości euro do dolara. Na wartości straciły również kontrakty indeksowe w USA, choć tu skala osłabienia nie była duża. Ta wiadomość może być pretekstem do korekty ostatnich wzrostów, ale sama w sobie aż taką bombą nie jest. Przecież ruch agencji Moody's jest powieleniem podobnej zmiany, jaką wykonał na początku roku S&P. Owszem ceny się zawahały, ale chyba nie będzie to wiadomość, która załamie rodzącą się falę poprawy notowań.