Niezależnie od tego, czy dana informacja powstała w spółce, czy spółka miała jakikolwiek wpływ na ujawnienie informacji, czy jest prawdopodobny jakikolwiek udział spółki w całym zamieszaniu, spółka zawsze straci przynajmniej potrójnie. Po pierwsze musi się wytłumaczyć, że nie jest wielbłądem, po drugie wizerunek jej i tak zawsze ucierpi, a po trzecie, zanim uda się wyjaśnić sprawę, zawsze ucierpi na tym kurs akcji.
To spółka musi udowodnić, że nie miała informacji
Dzieje się tak dlatego, że w przypadku notowanych spó- łek i związanych z nimi osób, domniemanie niewinności niejako nie obowiązuje. To spółka musi udowodnić, że danej informacji nie miała, jeśli natomiast taka informacja w spółce była – że istniały odpowiednie procedury dostępu do niej, z jasnym wskazaniem, kto i kiedy z daną informacją się zapoznał. Pół biedy, jeśli informacja powstała w spółce – wówczas powinny zadziałać procedury dotyczące dostępu do informacji i jej zaraportowania na rynek. Ale jak spółka powinna się zachować w sytuacji, kiedy informacja cenotwórcza powstała poza nią? W szczególności, jeśli nie ma wpływu na tryb i czas jej upublicznienia? Lub – co gorsza – jeśli spółka dowiaduje się o tym z mediów?
Reakcja na nieprawdziwe informacje
A co powinna zrobić spółka, w odniesieniu do której zostały opublikowane nieprawdziwe wiadomości? Że np. doszło do przełomu (odkrycia nowych złóż, rejestracji leku, zakończenia sporu etc.), którego rezultatem będzie gwałtowny wzrost kursu akcji? Z jednej strony brak działań w związku z nieracjonalnym wzrostem kursu spowoduje, że inwestorzy poczują się oszukani. Z drugiej natomiast – co spółka miałaby zaraportować? Że nie ma żadnych informacji, które uzasadniałyby taki wzrost kursu? Załóżmy, że spółka taki komunikat przekazała w raporcie bieżącym, podając jako podstawę prawną informację poufną, akceptując przy tym – jako mniejsze zło – pewien brak logiki (bo przecież skoro jest informacja poufna, to powinna być lista dostępu, a jak zrobić listę dostępu do braku informacji?). Ale co stanie się, kiedy za kilka dni rzeczywiście do takiego niespodziewanego przełomu dojdzie? Kto uwierzy, że to przypadek?
Niezależnie od działań podejmowanych przez spółkę, wizerunkowo musi ona stracić. Bo przecież dla przeciętnego odbiorcy jasne będzie, że spółka czegoś nie dopilnowała, że spółka powinna była zrobić więcej. Tym bardziej że nierzetelna część mediów nie będzie pisać o sprawcy (bo najczęściej nie wiedzą, kto nim jest), ale o ofierze (bo nazwa spółki jest znana, a do tego często jest ona dobrym impulsem do nakręcania zainteresowania sprawą). W związku z tym nieważne, kto jest winny – „spółka jest zamieszana w kradzież roweru".
Komunikacja z rynkiem
Poza działaniami wizerunkowymi, spółka ma na głowie problemy natury prawnej i organizacyjnej. Niezależnie od tego, kto zawinił, to ona jest głównym „dostawcą" informacji – bo spółka jest podmiotem objętym nadzorem, więc zbieranie jakichkolwiek danych bezpośrednio od niej jest najprostsze. Spółka odpowie, spółka nie skłamie, spółka będzie współpracować. A że w tym czasie nie będzie mogła zająć się pomnażaniem środków inwestorów, to jest w takiej sytuacji drugorzędne. W rezultacie, poza spadkiem notowań wywołanym kwestiami wizerunkowymi, część inwestorów może podjąć całkiem racjonalną decyzję, że lepiej trzymać się z daleka od podmiotu, który ma do rozstrzygnięcia problem wykraczający poza kreowanie wartości dla akcjonariuszy. Tym bardziej, że skoro już procedura została wszczęta, to pewnie coś się znajdzie, a w przypadku nałożenia kary – choćby symbolicznej – dalsze spadki notowań murowane.