Asymetria odpowiedzialności

Wszelkiego rodzaju przecieki informacji cenotwórczych godzą w spółkę.

Aktualizacja: 13.02.2017 06:32 Publikacja: 22.11.2012 05:00

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: Archiwum

Niezależnie od tego, czy dana informacja powstała w spółce, czy spółka miała jakikolwiek wpływ na ujawnienie informacji, czy jest prawdopodobny jakikolwiek udział spółki w całym zamieszaniu, spółka zawsze straci przynajmniej potrójnie. Po pierwsze musi się wytłumaczyć, że nie jest wielbłądem, po drugie wizerunek jej i tak zawsze ucierpi, a po trzecie, zanim uda się wyjaśnić sprawę, zawsze ucierpi na tym kurs akcji.

To spółka musi udowodnić, że nie miała informacji

Dzieje się tak dlatego, że w przypadku notowanych spó- łek i związanych z nimi osób, domniemanie niewinności niejako nie obowiązuje. To spółka musi udowodnić, że danej informacji nie miała, jeśli natomiast taka informacja w spółce była – że istniały odpowiednie procedury dostępu do niej, z jasnym wskazaniem, kto i kiedy z daną informacją się zapoznał. Pół biedy, jeśli informacja powstała w spółce – wówczas powinny zadziałać procedury dotyczące dostępu do informacji i jej zaraportowania na rynek. Ale jak spółka powinna się zachować w sytuacji, kiedy informacja cenotwórcza powstała poza nią? W szczególności, jeśli nie ma wpływu na tryb i czas jej upublicznienia? Lub – co gorsza – jeśli spółka dowiaduje się o tym z mediów?

Reakcja na nieprawdziwe informacje

A co powinna zrobić spółka, w odniesieniu do której zostały opublikowane nieprawdziwe wiadomości? Że np. doszło do przełomu (odkrycia nowych złóż, rejestracji leku, zakończenia sporu etc.), którego rezultatem będzie gwałtowny wzrost kursu akcji? Z jednej strony brak działań w związku z nieracjonalnym wzrostem kursu spowoduje, że inwestorzy poczują się oszukani. Z drugiej natomiast – co spółka miałaby zaraportować? Że nie ma żadnych informacji, które uzasadniałyby taki wzrost kursu? Załóżmy, że spółka taki komunikat przekazała w raporcie bieżącym, podając jako podstawę prawną informację poufną, akceptując przy tym – jako mniejsze zło – pewien brak logiki (bo przecież skoro jest informacja poufna, to powinna być lista dostępu, a jak zrobić listę dostępu do braku informacji?). Ale co stanie się, kiedy za kilka dni rzeczywiście do takiego niespodziewanego przełomu dojdzie? Kto uwierzy, że to przypadek?

Niezależnie od działań podejmowanych przez spółkę, wizerunkowo musi ona stracić. Bo przecież dla przeciętnego odbiorcy jasne będzie, że spółka czegoś nie dopilnowała, że spółka powinna była zrobić więcej. Tym bardziej że nierzetelna część mediów nie będzie pisać o sprawcy (bo najczęściej nie wiedzą, kto nim jest), ale o ofierze (bo nazwa spółki jest znana, a do tego często jest ona dobrym impulsem do nakręcania zainteresowania sprawą). W związku z tym nieważne, kto jest winny – „spółka jest zamieszana w kradzież roweru".

Komunikacja z rynkiem

Poza działaniami wizerunkowymi, spółka ma na głowie problemy natury prawnej i organizacyjnej. Niezależnie od tego, kto zawinił, to ona jest głównym „dostawcą" informacji – bo spółka jest podmiotem objętym nadzorem, więc zbieranie jakichkolwiek danych bezpośrednio od niej jest najprostsze. Spółka odpowie, spółka nie skłamie, spółka będzie współpracować. A że w tym czasie nie będzie mogła zająć się pomnażaniem środków inwestorów, to jest w takiej sytuacji drugorzędne. W rezultacie, poza spadkiem notowań wywołanym kwestiami wizerunkowymi, część inwestorów może podjąć całkiem racjonalną decyzję, że lepiej trzymać się z daleka od podmiotu, który ma do rozstrzygnięcia problem wykraczający poza kreowanie wartości dla akcjonariuszy. Tym bardziej, że skoro już procedura została wszczęta, to pewnie coś się znajdzie, a w przypadku nałożenia kary – choćby symbolicznej – dalsze spadki notowań murowane.

Skoro padło tak wiele pytań, to jakie są odpowiedzi? Co może zrobić spółka, aby przedstawionych powyżej problemów uniknąć? W pełni się to nie uda, ale jest kilka sposobów, które przynajmniej pomogą złagodzić skutki. Pierwsza sprawa to komunikacja z rynkiem – jeśli spółka prowadzi ją prawidłowo, jeśli uczciwie raportuje (nawet o sprawach nieprzyjemnych), to może oczekiwać sceptycznego podejścia rynku do informacji podawanych przez źródła inne niż sama spółka. Natomiast jeśli zdarzały się wycieki prawdziwych informacji, jeśli spółka opóźniała przekazywanie ważnych informacji, to rozchwiać jej kurs będzie stosunkowo łatwo. Druga kwestia to komunikacja z nadzorcą – jeśli opracowane, wdrożone i respektowane są procedury dotyczące dostępu do informacji, to przekazanie stosownych danych będzie łatwe i szybkie (a nawet w pewnym sensie przyjemne, gdyż wiązać się będzie z satysfakcją, że praca włożona w opracowywanie i wdrożenie procedur okazała się trafioną inwestycją). A jeśli się okaże, że spółka nie miała procedur, nie potrafi wskazać, kto i kiedy miał dostęp do danej informacji, jeśli tworzy listy dostępu ex post, „z pamięci", popełniając przy tym w pośpiechu błędy, to zostanie odpowiednio zdyscyplinowana, tak aby w przyszłości się to nie powtórzyło.

Rynek publiczny zobowiązuje

Ale niezależnie od powyższego, nawet najlepiej zorganizowana i komunikująca się spółka nie może w pełni wyeliminować potencjalnych przykrości, gdyż sedno problemu leży nie w jej działaniu, ale w jej umiejscowieniu na mapie funkcjonowania podmiotów gospodarczych i instytucji państwa. Spółka publiczna jest bowiem łatwym obiektem ataku – ze względu na przejrzystość informacyjną i bieżącą wycenę rynkową.

Mamy tutaj do czynienia z asymetrią odpowiedzialności – z jednej strony są natychmiastowe sankcje nakładane na spółkę przez uczestników rynku (spadek notowań), stosunkowo szybka reakcja nadzoru (kreująca dodatkowe koszty wizerunkowe, organizacyjne i finansowe), z drugiej strony zaś absolutny brak poszanowania prawa ze strony podmiotów nieobjętych nadzorem. Osoby te mogą pozwolić sobie praktycznie na każde działanie, gdyż zagrożenie sankcjami jest iluzoryczne, a przynajmniej odłożone w czasie daleko poza horyzont czasowy postrzegany na rynku jako istotny. Sądy są przecież w Polsce tak niezawisłe, że mogą sobie pozwolić na skrajną niewydolność – zarówno pod względem merytorycznym, jak i organizacyjnym.

Niepubliczna luka

To bardzo interesujące, że choć spółka publiczna jest najbardziej przyjazną państwu formą prowadzenia działalności (ujawnia informacje, ujawnia zyski, płaci podatki, szanuje prawo, współpracuje z nadzorem), to ze strony państwa nie otrzymuje wsparcia, a co więcej – państwo nie podejmuje działań mających na celu rozszerzenie tych cnót na inne podmioty gospodarcze. Można by rzec, że wręcz przeciwnie – tolerowane jest ewidentne łamanie prawa, choćby w zakresie publikowania nawet tych szczątkowych danych finansowych wymaganych teoretycznie od podmiotów nienotowanych przez obowiązujące regulacje. Mam jednak nadzieję, że państwo podejmować będzie działania mające na celu zmniejszenie luki pomiędzy wymogami nakładanymi na spółki giełdowe i pozostałe podmioty, dzięki czemu zwiększać będzie poziom przejrzystości obrotu gospodarczego oraz zachęcać do obecności spółek na giełdzie.

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów