Weekendowa Analiza Futures

Święto wspierało wyceny akcji w USA. Polski rynek wykonał niewielkie cofnięcie. Kluczem pozostaje poziom 2429 pkt. Powróci temat amerykańskiego fiskalnego dostosowania, a media będą śledzić doniesienia o wynikach sprzedaży detalistów w pierwszym weekendzie przedświątecznego zakupów.

Aktualizacja: 13.02.2017 23:39 Publikacja: 24.11.2012 21:55

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

W Stanach rozpoczął się sezon zakupów świątecznych. Jak co roku, od czasów prezydentury Franklina Roosevelta (to decyzją tego prezydenta przyspieszono obchodzenie Święta Dziękczynienia), start przypada na ostatni weekend listopada. Tradycyjnie ten szczególny okres w handlu detalicznym rozpoczyna się w piątek po rzeczonym święcie. Nawał klientów oraz nagromadzenie promocji z czasem sprawiło, że ten szczególny piątek zaczął nosić nazwę Czarnego Piątku. O ile dzień ten jest wyjątkowy pod względem ilości osób przewijających się przez sklepy, to pod względem uzyskiwanych przychodów wcale liderem nie jest (choć zdarza się, że nim bywa).

Serwis Business Insider powołując się na badania snopes.com stwierdza, że przychód uzyskiwany w Czarne Piątki należy do sześciu-siedmiu najwyższych w roku. Pod względem obrotów dla detalistów równie ważne są choćby dni bezpośrednio poprzedzające Boże Narodzenie. Nie zmienia to faktu, że obroty w tym szczególnym czterodniowym okresie są wyjątkowe i choćby z tego powodu pilnie śledzone przez media. Trzeba przyznać, że jak w przypadku innych medialnych bytów, sprawa istotności tego okresu dla gospodarki jest mocno rozdmuchana. Detaliści faktycznie przeżywają oblężenie, ale dla nich ważny jest nie tylko ten weekend, ale cały okres przedświąteczny. Uwaga na skupiona na Czarny Piątku jest w dużej mierze medialna, bo w tym dniu dzieją się rzeczy, które raczej normalnie nie mają miejsca. Jeśli zaś chodzi o uzyskiwane obroty akurat tego dnia, to nie są one miarodajnym wskaźnikiem dla całego okresu przedświątecznego. Zresztą Amerykanie już nauczyli nas tego, że to jest dla nich szczególny okres i z roku na rok pobijają rekordy wydanych pieniędzy. Stąd i teraz oczekuje się, że ponownie obrót będzie rekordowy. Z tego powodu pojawienie się tego rekordu wpływów nie będzie miało aż takiego znaczenia w odbiorze przez uczestników rynków finansowych, a przecież to właśnie ten punkt widzenia jest dla nas najważniejszy.

Szum wokół detalicznego szaleństwa przesłania niego sprawę fiskalnego dostosowania, jakie najprawdopodobniej czeka Amerykę. Powszechnie nazywany „klifem fiskalnym" proces redukcji wydatków i podniesienia podatków będzie miał miejsce do początku roku 2013. To jest raczej przesądzone. Dyskusja nie toczy się wokół tego, czy dostosowanie się pojawi, ale tego, w jakiej to będzie skali. Obecny stan prawny przesądza o sumarycznym dostosowaniu o grubo ponad 600 mld dolarów. Trwają targi, by tę kwotę zredukować. Najprościej mówiąc Demokraci chcą ograniczenia cięć wydatków, a Republikanie zmniejszenia skali podwyżek podatków. Dobiegające dotychczas informacje mają uspokajać, co być może stoi za zwyżkami cen akcji w USA. Popyt sobie całkiem swobodnie pofolgował w piątek. Wyraźny wzrost cen właśnie tego dnia będzie zapewne odchorowany, ale sama zwyżka ma szansę na kontynuację. Tyle, że po korekcie.

Pojawienie się takiej korekty w USA pozwoliłoby cenom naszych akcji na wykreślenie spadku, który byłby odreagowaniem zwyżki sprzed tygodnia. Ostatni tydzień takim odreagowaniem był, ale skala cofnięcia jest raczej mała (Wykres_1). Ewentualna słabość rynków zachodnich mogłaby tą skalę korekty w Warszawie powiększyć. Rynek cały czas ma dobrą sposobność do tego, by przeprowadzić skuteczną akcję ataku na poziom oporu na 2429 pkt. (kontrakty). Przypomnę, że to szczyt z 18 października, a więc z dnia poprzedzającego wyjście wykresu cen z miesięcznej konsolidacji, która była kreślona od pamiętnej decyzji amerykańskiej Rezerwy Federalnej o luzowaniu ilościowym.

Czynnik podjętej wtedy przez amerykańskie władze monetarne decyzji będzie aktualny jeszcze przez długi czas. Będzie w średnim i długim terminie wspierał wyceny akcji, czy w ogóle klasę aktywów uznawanych za ryzykowne. Będzie to także czynnik, który wymusi utrzymanie relatywnie lub faktycznie luźnych polityk monetarnych w innych krajach świata. Drukowanie dziesiątek miliardów dolarów miesięcznie wpływać będzie na ograniczanie wszelkich ruchów aprecjacji amerykańskiej waluty. Osłabianie dolara bez działań dostosowawczych władz innych stref walutowych będzie te inne waluty podrażało względem dolara. Euro już zyskuje i nie jest wykluczone, że będzie zyskiwało dalej wobec dolara. Tym bardziej, że w najbliższym czasie dramatów na starym kontynencie nie należy się spodziewać.

W tym kontekście na uwagę zasługuje zachowawcze podejście rodzimej Rady Polityki Pieniężnej. Opublikowany w ostatnim tygodniu protokół z posiedzenia ujawnia, że decyzja o obniżce stóp procentowych wcale nie była jednomyślna. Są w radzie członkowie, którzy sugerowali, by pozostawić stopy procentowe na wcześniejszym poziomie, co miało być uzasadnione bieżącym poziomem inflacji oraz obawami o poziom cen surowców. Taka argumentacja jest o tyle zaskakująca, że mówiąc o impulsach generowanych przez zmianę stóp procentowych nie odnosimy się przecież do bieżącej sytuacji, ale tego, co będzie miało miejsce za kilka kwartałów. Tu ujawnia się znana prawidłowość polskich władz monetarnych, które są niejako zakotwiczone do bieżących odczytów.

Przytoczony punkt widzenia nie zyskał większości. Takowej nie zyskał także wniosek o redukcję stóp procentowych o 50 pkt. bazowych. Pomijam tu względy ambicjonalne. Rada jest bardzo ostrożna w podejmowaniu decyzji o luzowaniu polityki pieniężnej. Kroki po 25 pkt. bazowych będą zapewne stałym elementem tego cyklu. Tymczasem, zdaniem części analityków (choćby raport BoA/ML) sytuacja wymaga podjęcia decyzji bardziej zdecydowanych. Jeśli polska polityka pieniężna nie będzie nadążać, a właśnie to się zapowiada, za decyzjami innych banków centralnych, możemy być świadkami wyraźnego umocnienia się złotego w przyszłym roku. Nie jest wykluczone, że właśnie oczekiwania pozytywnej znaczącej zmiany na rynku złotego jest przyczyną dużego popytu na polskich obligacjach i ich rekordowo niskiej rentowności. Brak odpowiednio szybkiego tempa obniżek będzie wpływał hamująco na wzrost gospodarczy za pomocą mechanizmu kursowego. Mocniejsza złotówka będzie wspierała import, a jednocześnie zmniejszała atrakcyjność polskiego eksportu.

Pozytywne zmiany na rynku złotego, po wcześniejszych pozytywnych zmianach na rynku obligacji mogą wpływać równie pozytywnie na wyceny polskich akcji. Kapitał, którego napływ będzie podnosił wartość złotego, będzie musiał się gdzieś podziać. Taki wniosek sugerowałby, że przyszły rok na polskim rynku akcji ma szansę być całkiem udany.

W tym kontekście dochodzimy do konkluzji, że opieszałość w luzowaniu polityki pieniężnej w Polsce może przyczynić się do wsparcia rynku akcji nad Wisłą. Wsparciem takim będzie także polityka pieniężna w innych krajach. Prowadzenie luźnej polityki pieniężnej przez większość banków centralnych będzie wspierać rynki akcji na świecie. Nasz, siłą rzeczy, jako element układu kapitałowego naczyń połączonych, także ma szanse na tym zyskiwać.

Powyższe przypuszczenia dotyczą kolejnych miesięcy, ale czy to już musi oznaczać przystąpienie do szybkiej zwyżki? Nie musi. Tu nadal w grę będzie wchodził wspomniany już wątek amerykańskiego dostosowania fiskalnego. O ile bowiem maksymalny poziom nie będzie zapewne urzeczywistniony, to w ogóle też chyba nie da się go uniknąć. Piszę chyba, bo w polityce nic nie jest pewne. Niemniej scenariusz utrzymania aktualnych uwarunkowań wydaje mi się mało prawdopodobny. Z punktu widzenia rynków akcji takie rozwiązanie byłoby najkorzystniejsze. Wymaga one zgodny Republikanów na rezygnację z cięć, co raczej nie wchodzi w grę. No, ale jak wspominałem, to polityka – tu wszystko jest możliwe. Decyzje w tej sferze bywają zaskakujące.

W tej chwili kluczowym dla nas pozostaje poziom oporu na 2429 pkt. (Wykres_2). Jego ewentualne pokonanie będzie oznaczało rezygnację z nastawienia negatywnego. Jakie miałoby wtedy obowiązywać? Przypomnę, że chodzi o średni termin. Myślę, że można pokusić się o nastawienie pozytywne ze stopem na dołku z 9 listopada br. Tu trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że rynek miałby jeszcze sposobność cofnięcia się. Po to jednak jest wspomniany stop. Jeśli uda się powalczyć na poziomie szczytu z końca sierpnia ubiegłego roku, to właśnie okazji do nastawienia pozytywnego będziemy poszukiwać nawet po późniejszym ewentualnym pojawieniu się osłabienia.

Nie wybiegajmy jednak za daleko w przyszłość. W tej chwili obowiązuje jeszcze nastawienie negatywne, z którym pewnie wkrótce trzeba będzie się pożegnać. Decyzja FOMC podjęta we wrześniu wiele zmieniła. Nie oznacza ona, że spółki amerykańskie stają się automatycznie tanie. Oznacza ona, że kapitał na rynki będzie napływał do chwili, gdy nie pojawią się oznaki, że polityka pieniężna zmienia kierunek. Sądząc po ostatnich deklaracjach obawiać się będzie można najwcześniej dopiero pod koniec przyszłego roku. Póki co, może nas spotkać radosny czas. Wszystko to będzie nieco wirtualne. Później przyjdzie fala urealnienia, ale będziemy na nią gotowi.

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów