Wariant nr 1 mamy już w kieszeni. Czyli obligacje z OFE trafią do ZUS, to pewne. I dziura w budżecie na kilka lat załatana. Konsultacje społeczne? Kto by ich słuchał. Parlament? Dostaną za swoje (o tym później). A czy to zgodne z Konstytucją? To lepiej przemilczeć, bo jeszcze ktoś mi zagrozi Trybunałem. Zresztą tylko jeden polityk jest przeciw i to ten wciąż z PO.
Czytaj i komentuj na blogu
Przy odrobinie szczęścia uda się zaklepać wariant nr 2, czyli dobrowolny „przymus" przejścia do ZUS. Przecież jestem liberałem. Wystarczy prosta sztuczka PR (kilkadziesiąt lat temu ktoś z niej już chyba korzystał w Niemczech): Obywatelu, nic nie rób, a my się zatroszczymy o twoją emeryturę (tj. siłą przeniesiemy cię do ZUS, możesz oczywiście dać nam znać, aby zostać w OFE). A na tym nie koniec.
Wobec wysokich umiejętności manipulacji, wystarczy rzucić w eter i kilkukrotnie publicznie powtórzyć (np. przez kolegów z ministerstwa), że pozostanie w OFE to niższa emerytura o 10-14 proc. I ... 90 proc. klientów OFE chętnie wrzuca swoje emerytalne aktywa do czarnej dziury (nie trzeba przecież się fatygować, aby to zrobić; Obywatelu zrobimy to za ciebie).
Skutek? OFE znikają z rynku. Giełda? Sam jej prezes nie docenia funduszy emerytalnych, więc w czym rzecz. Bessa? E, nie. Mam lepszy pomysł, jak skorzystać z akcji kilkuset spółek, ale o tym za chwilę.
Wariant nr 3, czyli dobrowolność plus i samowolne zwiększenie składki do OFE przez przyszłego emeryta? No, tu będzie problem. Bo ile dzisiaj znaczy słowo polityka. Bo skoro kilkanaście lat temu tworzyliśmy reformę emerytalną i teraz tak łatwo i szybko ją demontujemy, to kto dobrowolnie zwiększy składkę na emeryturę, którą pewnie mu zaraz zabiorą.