Dziś odniosę się do chyba najbardziej istotnego w całym 2015 roku problemu, do jakiego urósł kryzys imigracyjny. Klamka zapadła, przyjmiemy nieco ponad 7 tys. uchodźców z Syrii oraz Północnej Afryki. Jako ekonomista nie chciałbym rozpatrywać tego tematu w kontekście solidarności i potrzeby niesienia pomocy ludziom, których życie jest zagrożone lub po prostu poszukują sposobu na poprawę swojego bytu. Pomijam również dzielenie na uchodźców i imigrantów ekonomicznych, które tak bardzo trapi dużą część sceny politycznej. Dzięki temu rysuje mi się obraz napływu gigantycznej liczby młodych, słabo wykształconych osób do mocno starzejącej się Europy. Wbrew dużej części społeczeństwa widzę w tym szanse, a nie tylko zagrożenia, również dla Polski.

Żyjemy w jednym z najszybciej starzejących się społeczeństw, w ciągu kolejnych kilkudziesięciu lat staniemy się 30- a nie 40-milionowym narodem. Wpływ będzie miała na to starzejąca się struktura społeczeństwa. W tym momencie w Polsce jest około 24 mln osób zdolnych do pracy. Prognozy wskazują, że w 2060 roku będzie ich około 15 milionów, a liczba osób na emeryturze wzrośnie w tym okresie z 7 mln do około 12 mln. Na marginesie, nie zmieni tu nic 500, 1000 czy 1500 zł dopłaty na każde dziecko. Większość osób, które decydują się na posiadanie jednego dziecka robi to raczej z wygody niż z powodu warunków materialnych (jednego potomka mają bowiem najczęściej osoby dość dobrze usytuowane finansowo). Gdy już uświadomimy sobie nieodwracalność procesów demograficznych i zdamy sprawę w jak szybkim tempie można by wyszkolić imigrantów do wielu prostych, ale bardzo deficytowych obecnie zawodów, takich jak spawacz czy ślusarz, znalezienie dla nich zajęcia nie powinno być tak trudne jak to się wielu wydaje (i wcale nie oznacza odebrania miejsca pracy naszym rodakom). Z kolei ich dzieci będą już kształcone przez nasz system edukacyjny i staną się częścią polskiego społeczeństwa tak jak w latach 90. uchodźcy z Czeczenii.

Oczywiście niektórzy mogą powiedzieć, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat świat tak się zmieni, że wiele czynności będą wykonywały za nas roboty, ja jednak wolę twardo stąpać po ziemi i przygotować się na czekające nas zmiany niż liczyć, że jakoś to będzie. Poza tym musimy mieć świadomość, że Niemcy, przyjmując prawie milion imigrantów nie kierowali się współczuciem, ale potrzebą wzmocnienia potencjału własnej gospodarki. Starzenie się społeczeństwa wymaga od nas nowych rozwiązań, czasem jednak niepotrzebnie opieramy się tym, które nasuwają się same. Uwzględniając liczę ludności, nasi zachodni sąsiedzi zdecydowali się przyjąć ponad pięćdziesięciokrotnie więcej osób niż my. Może gdybyśmy szybciej od innych państw byli w stanie skutecznie asymilować imigrantów, dystans, który dzieli nas do tych krajów, szybciej by się zmniejszał.

Globalizacja zawsze niesie za sobą zarówno szanse jak i zagrożenia, musimy jednak starać się maksymalizować korzyści i minimalizować potencjalne koszty z tym związane. Oczywiście istnieje ryzyko, że nowi imigranci staną się celem dla fanatycznych islamistów, powinniśmy jednak zrobić co trzeba, by skutecznie temu przeciwdziałać. Dodatkowo, nie powinniśmy się raczej obawiać, że ludzie którzy uciekają przed wojną i agresją, będą chcieli się do tych agresorów przyłączyć. Te 7000 osób to mała liczba w stosunku do wielkości naszego kraju, a przyjęcie imigrantów będzie próbą sprawdzającą czy faktycznie Polska jest się w stanie otworzyć i zasymilować osoby o zdecydowanie różniącym się od nas wyznaniu. Ja jako odrębna jednostka nie mam co do tego wątpliwości i cieszę się, że będę mógł zobaczyć ten eksperyment w praktyce. Kalkulując korzyści i zastanawiając się, jak duży będzie ich wpływ na PKB Polski, cały czas jednak nie mogę zapomnieć o warunkach życia, przed jakimi uciekają te osoby. I tak sobie myślę, że gdybym to ja urodził się w kraju zagrożonym wojną i nędzą i miał jeden jedyny sposób na zapewnienie bezpieczeństwa i lepszych warunków życia dla swojej rodziny, pierwszy chyba znalazłbym się na łodzi...