RPP w ubiegłym tygodniu obniżyła stopy procentowe o 50 pkt bazowych. Chyba trudno jest mówić o niespodziance?
Zaskoczenia nie było. Zdecydowana większość ekonomistów i analityków spodziewała się, że dojdzie do obniżki o 50 pkt bazowych, szczególnie po tym, jak w kwietniu prezes Glapiński dokonał pewnej wolty w swoim przekazie i wskazał uwarunkowania do większego luzowania polityki pieniężnej. Dodatkowo po tym, jak inflacja zaczęła jednoznacznie oddalać się od poziomu 5 proc. i zaczęła się zbliżać do 4 proc., dało to rynkowi mocne przekonanie do tego, że maj przyniesie obniżkę o 50 pkt bazowych, więc w tym kontekście nie było zaskoczenia tym, co zrobiła RPP.
Zaskoczeniem była jednak konferencja Adama Glapińskiego, który dał do zrozumienia, że kolejna obniżka stóp procentowych to raczej nie czerwiec, a bardziej lipiec, i nie 50 pkt, a bardziej 25 pkt.
Faktycznie tutaj można mówić o zaskoczeniu. Już na sam komunikat po posiedzeniu RPP rynek zareagował wzrostem rynkowych stóp procentowych. Kluczowym słowem w komunikacie było „dostosowanie”. W przeszłości to dostosowanie było interpretowane jako ruch niesygnalizujący początku cyklu. Tak też zostało odebrane, jednak faktycznie, pełna interpretacja tego sygnału została rozwinięta podczas konferencji. Dostaliśmy przekaz, który wskazuje, że czerwiec, jako kolejny termin obniżki stóp procentowych, jest bardzo mało prawdopodobny. Też usłyszeliśmy, że jeśli będą kolejne decyzje, to raczej w małych kroczkach. Okazało się też, że w RPP jest dyskusja na temat tego, czy kolejna obniżka to może jednak wrzesień, a nie lipiec. Efekt był taki, że po konferencji mieliśmy mocniejszy ruch złotego, a i stopy rynkowe też skoczyły. Muszę jednak przyznać, że w stosunku do naszych prognoz nie jesteśmy mocno zaskoczeni. Nasz bazowy scenariusz zakładał i nadal zakłada ruchy o 25 pkt bazowych w lipcu i wrześniu. Wpisuje się więc to w przekaz, jaki ostatnio popłynął ze strony prezesa Glapińskiego.
To jakie są podstawy ku temu, żeby stopy procentowe spadały wolniej, a ruchy były mniejsze?
W mojej ocenie Rada Polityki Pieniężnej, tnąc stopy procentowe o 50 pkt bazowych, miała ku temu argumenty. Mamy zaskoczenia po stronie inflacji, niższe ceny ropy naftowej, czy też sygnały mówiące o słabnącej dynamice płac. Trzeba też zauważyć, że na szczęście, przynajmniej na razie, armagedon globalny nie nastąpił. Z drugiej strony należy pamiętać, że dynamika płac i cen usług jest nadal wysoka, a więc można dozować luzowanie, a jednocześnie trzeba też uważać, tym bardziej że wychodzimy z mocno podbitymi oczekiwaniami. Okres ostatnich trzech lat zaburzyły nam status quo, w którym mieliśmy niską inflację i niską dynamikę płac. Potrzebujemy więc czasu, aby dostosować się do nowej rzeczywistości. Schodzimy więc z bardzo wysokich poziomów stóp procentowych, jest przestrzeń do tego, by to kontynuować, ale ten proces też powinien być wyważony. Moim zdaniem lipiec jest więc tym prawdopodobnym okresem na obniżkę stóp procentowych, gdyż na horyzoncie, ze względu na efekt bazy, będziemy mieli kolejny mocny ruch, jeśli chodzi o inflację bieżącą. To będzie ruch w kierunku 3 proc. z jakimś kawałkiem. Możliwe, że w lipcu inflacja wyniesie 3,3 proc. Chociaż oczywiście Rada Polityki Pieniężnej nie będzie znała tych danych, to oczywiście można to starać się oszacować, a dodatkowo RPP będzie wiedziała, że przed nią jest sierpniowa pauza w posiedzeniach. Moim zdaniem, jeśli więc nie będzie jakichś dużych zaskoczeń, chociażby jeśli chodzi o ruchy surowców, to obniżka stóp procentowych w lipcu o 25 pkt bazowych jest w tym momencie najbardziej prawdopodobnym scenariuszem.
Inflacja to jedna strona medalu. Jest jeszcze perspektywa wzrostu gospodarczego. Tutaj wciąż jest wiele znaków zapytania. Niepewność jest przecież bardzo duża w związku z tym, co dzieje się na świecie, a ta niepewność może się przekładać chociażby na decyzje firm w sprawie inwestycji czy też decyzje konsumentów. To może z kolei wpłynąć na tempo wzrostu gospodarczego. Może to będzie argument za tym, by szybciej i mocniej obniżać stopy procentowe?
Oczywiście nie możemy wykluczyć, że efekty, które wynikały z niepewności, którą mieliśmy z powodu ceł, będą prędzej czy później ciążyły gospodarce. Dane na razie są solidne, ale przed nami zapewne osłabienie. Jeśli jednak popatrzymy na posiedzenia innych banków centralnych, to też jednak najczęściej powtarzanym zwrotem jest „niepewność”. Bankierzy wiedzą, że aktywność gospodarcza ucierpi, ale z drugiej strony są też ryzyka inflacyjne. Dzisiaj jednak nie jesteśmy w stanie zgadnąć, jak rozwinie się sytuacja. Możemy więc być przygotowani na to, że jeśli pojawią się sygnały, mówiące o tym, że gospodarka zachowuje się słabiej w stosunku do tego, co nam się wydawało, to trzeba mieć pod ręką ten oręż związany z potencjalnie niższymi stopami procentowymi. Trump na razie się jednak cofnął, niepewność jest, ale nie ma też armagedonu. Naszym zdaniem gospodarka, m.in. europejska, owszem, będzie słabiej się zachowywała, ale to nie będzie scenariusz recesyjny. W tym kontekście polska gospodarka ma szansę radzić sobie względnie stabilnie. W tym aspekcie stopniowe dozowanie obniżek będzie najbardziej prawdopodobne. Wracając do tego, że wyzwania inwestycyjne po stronie przedsiębiorców faktycznie są, to w przypadku polskiej gospodarki trzeba brać pod uwagę jeszcze jeden element. Owszem, oczekiwaliśmy większych inwestycji, one się odsuwają w czasie, ale one nadejdą. Trzeba bowiem wykorzystać pieniądze europejskie. Trochę więc niezależnie od przebiegu koniunktury zewnętrznej impuls inwestycyjny powinien nadejść. Jeśli jednak do lipca napłynęłyby dane, które pokazałyby, że kondycja gospodarki europejskiej jest dużo gorsza niż nam się wydaje, to można sobie wyobrazić obniżkę stóp procentowych o 50 pkt bazowych. Mając na uwadze obecny stan, wydaje nam się, że obniżka o 25 pkt w lipcu jest bardziej prawdopodobna.