Ocieplenie, wręcz przełom w stosunkach handlowych między USA i Chinami, które wyraźnie poprawiło globalny nastrój w poniedziałek, nie doprowadziło do umocnienia złotego. To zasługa dolara, który stał się głównym beneficjentem tych wydarzeń. Wcześniejsza erozja zaufania wobec USA spotyka się teraz z pytaniami, czy najgorsze (to, co mógł zrobić Trump) jest już za nami.
Widać, że amerykańska administracja idzie w stronę deeskalacji wojen handlowych, co może zapowiadać powrót „normalności” na rynki. Zakładałaby ona, że dolar wróci na stare tory, czyli będzie zyskiwać wtedy, kiedy na rynkach będzie nerwowo, a nie kiedy mamy wzrost apetytu na ryzykowne aktywa. To jednak nie pojawi się tak szybko, gdyż przed nami są jeszcze kwestie reformy podatkowej w USA, a także spekulacji wokół wyboru nowego szefa Fedu w 2026 r.
Świetnym testem tego, czy zaufanie do Amerykanów wraca, będzie zachowanie rentowności amerykańskich obligacji – te na razie wciąż pozostają na wysokich poziomach, chociaż niższy odczyt inflacji CPI za kwiecień może być sygnałem, że Rezerwa Federalna mogłaby zdecydować się na cięcie stóp wcześniej niż we wrześniu. Jak to wszystko odnieść do złotego?
Ten na razie pozostaje zakładnikiem EUR/USD, ale też poglądów decydentów w RPP, którzy nie są zdecydowani, na ile majowe cięcie stóp było powrotem do cyklu szerszego luzowania. Technicznie kluczowe poziomy to rejon 4,25 dla EUR/PLN i 3,8250 dla USD/PLN. Przełamanie tych oporów może być sygnałem słabości złotego.