Konflikt handlowy bliżej naszych granic

Na dzisiaj protekcjonistyczne działania Trumpa nie stanowią dla polskiej gospodarki zagrożenia.

Aktualizacja: 30.06.2018 09:38 Publikacja: 30.06.2018 09:05

Andrzej Halesiak dyrektor. Bank Pekao

Andrzej Halesiak dyrektor. Bank Pekao

Foto: Archiwum

Kilka tygodni temu w tekście „Kto straci na konflikcie handlowym USA–Chiny?" („Parkiet" z 20 kwietnia 2018 r.) odnosiłem się do narastającego napięcia w relacjach gospodarczych pomiędzy USA i Chinami. Od tego czasu napięcia przeniosły się także na relacje USA z innymi krajami, w tym Unią Europejską. Można więc powiedzieć, że konflikt handlowy stanął niejako u naszych drzwi, a w zasadzie (jesteśmy w końcu członkami UE) drzwi te przekroczył. W tym kontekście warto wnikliwie przyjrzeć się potencjalnym skutkom protekcjonistycznych działań Donalda Trumpa dla polskiej gospodarki.

Zacznijmy od efektów bezpośrednich. Te są w zasadzie niezauważalne – wartość polskiego eksportu towarów obłożonych przez USA cłami jest niewielka, to kilkadziesiąt milionów euro. To nic w porównaniu z całym polskim eksportem kategorii objętych cłami (około 7 mld euro w 2017 r.), nie wspominając już o wartości eksportu ogółem (204 mld euro). Nawet gdyby USA obłożyły cłem cały swój import, to bezpośredni efekt dla polskiej gospodarki byłby stosunkowo niewielki. W 2017 r. wyeksportowaliśmy bowiem do USA towary o wartości jedynie 5,5 mld euro (2,7 proc. całego eksportu). Znacznie większą wartość (13 mld euro) miał np. eksport do Czech.

Skutki bezpośrednie to jednak nie wszystko. Trzeba bowiem pamiętać także o skutkach pośrednich. Po pierwsze cła nakładane przez USA wywołują wtórne dostosowania na globalnych rynkach. Dla przykładu w przypadku ceł na wyroby ze stali oczekiwane jest przekierowanie części tego, co pierwotnie miało być wyeksportowane do USA, na inne rynki, tworząc na nich nadpodaż i presję na ceny. Tym samym odbijając się na rentowności lokalnych producentów. Taka sytuacja może z kolei prowadzić do narastania tendencji protekcjonistycznych w kolejnych krajach i uruchomienia lawiny działań protekcjonistycznych („zamykania się" kolejnych rynków).

Drugi ważny kanał to polityka odwetowa Unii Europejskiej, której częścią jesteśmy. W tym kontekście kluczowe pytanie odnosi się do tego, czy są jakieś obszary gospodarki, gdzie funkcjonowanie firm jest silnie związane – poprzez łańcuchy produkcyjne – z importem z USA. Jeśli spojrzy się na strukturę przywożonych do nas z USA towarów, to wyróżniającą się kategorią jest „pozostały sprzęt transportowy", na który przypada jedna czwarta importu. To efekt powiązań kapitałowych naszego sektora lotniczego, który sprowadzane z USA komponenty wykorzystuje przy montażu wyrobów, które następnie eksportowane są na rynki trzecie. W tej sytuacji, gdyby w którymś momencie działania odwetowe UE dotknęły tej branży (na razie nic tego nie zapowiada), to można sobie wyobrazić, że pozycja naszych firm w łańcuchach produkcyjnych amerykańskich koncernów lotniczych osłabnie. Dla branży mogłoby to oznaczać wyhamowanie jej dynamicznego w ostatnich latach wzrostu. Na szczęście z punktu widzenia całej gospodarki skutki wciąż pozostałyby ograniczone, gdyż udział przemysłu lotniczego w całym polskim przemyśle to zaledwie 0,5 proc.

Trzeci kanał związany jest z kierunkiem ostrza amerykańskiej polityki celnej. Otóż wymierzone jest ono przede wszystkim w kraje, z którymi USA posiadają znaczne deficyty handlowe. W pierwszej kolejności są to oczywiście Chiny (w 2017 r. USA miały 330 mld euro deficytu w handlu towarami z tym krajem), ale wysoko w tej klasyfikacji są też Niemcy (blisko 60 mld). W 2017 r. Stany Zjednoczone były największym odbiorcą niemieckiego eksportu, a na amerykański rynek trafiły towary o wartości ponad 100 mld euro. Biorąc pod uwagę fakt, że wiele polskich firm spełnia rolę poddostawców niemieckich koncernów, w sposób pośredni ich produkty trafiają także do USA. Nie jest to element groźny na obecnym etapie konfliktu (wartość niemieckiego eksportu w kategoriach objętych cłami to jedynie 2 mld euro), ale jego oddziaływanie istotnie wzrosłoby, gdyby cłami objęte zostały samochody.

Czwarty wreszcie, chyba najbardziej istotny kanał oddziaływania odnosi się do wpływu protekcjonistycznych działań na globalną koniunkturę. Dziś globalny wzrost jest jeszcze relatywnie wysoki, ale równocześnie kruchy. Narastający protekcjonizm może doprowadzić do jego istotnego spowolnienia. Wówczas skutki podjętych już działań protekcjonistycznych będą dla wszystkich – w tym dla nas – znacznie silniej odczuwalne.

Reasumując, na dziś protekcjonistyczne działania Donalda Trumpa nie stanowią dla polskiej gospodarki zagrożenia. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że funkcjonujemy w ramach pozbawionego formalnych barier handlowych unijnego rynku (na który trafia aż 80 proc. naszego eksportu) oraz silnego zdywersyfikowania produktowego naszej oferty. Jeśli jednak globalny protekcjonizm będzie się nasilał, to i my w tej czy w innej formie odczujemy tego skutki.

Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Polityka ważniejsza
Komentarze
Bitcoin znów bije rekordy. Kryptowaluty na łasce wyborów w USA?