Złoto testowało w październiku nerwy inwestorów, zanotowało ostre wzrosty i zaraz potem równie ostre spadki. Z 3800 dolarów za uncję skoczyło do 4370 dolarów i potem spadło poniżej 4000 dolarów. Ten poziom 4 tys. dolarów był określany jako granica psychologiczna, a złoto w ciągu jednego miesiąca przekroczyło ją dwa razy. Kurs wraca do wzrostów, w poniedziałek kruszec kosztował 4239 dolarów. Co się dzieje na rynku złota?
Kurs złota staje się w ostatnich tygodniach coraz mniej rozchwiany, bo faktycznie ten poprzedni rajd był czystym szaleństwem, zarówno w naszej branży, ale również w zakresie pokrycia w mediach. Oglądaliśmy zresztą obrazki kolejek przed mennicami na całym świecie i przyszło 11-proc. przesilenie spod niemal 4400 dolarów. Mimo to złoto od początku roku wzrosło ponad 60 proc. Takie cofnięcie jest bardzo zdrowym objawem, ten sentyment musi się w pewnym momencie wychłodzić. Inwestorzy bardziej nerwowi czy też nastawieni bardziej krótkoterminowo realizują wtedy zyski, a ci, którzy spóźnili się z zakupami, zawsze czekają na taką korektę, żeby tego złota w portfelach doważyć.
To byłoby dobre dla rynku, gdyby ta konsolidacja jeszcze się trochę przeciągnęła, by ten rynek się jeszcze bardziej wychłodził i zainteresowanie mediów spadło. To są wówczas sytuacje, w których złoto buduje bazę na uspokojeniu, która jest fundamentem do rozwinięcia kolejnej fali. Tak się zdarzyło pod koniec wakacji.
Czy spodziewa się pan jeszcze jakiejś korekty?
Gdy pojawiło się to przesilenie, ewidentnym sygnałem do niego były te obrazki kolejek przed mennicami i problemy z dostępnością fizycznego złota. Po tak ogromnym rajdzie technicznej przestrzeni na głębszą korektę było bardzo dużo. Ja nawet wtedy szacowałem możliwość cofnięcia się złota spokojnie do okolic 3,5 tys. dolarów, czyli ok. 20 proc. od szczytu. Natomiast już w tej chwili widzimy, że złoto ewidentnie nie chce spadać. Każda próba cofnięcia jest od razu przechwytywana. W drugiej połowie roku widać, że banki centralne aktywują się z zakupami po momencie uspokojenia. Teraz to przyspiesza, nasz NBP w październiku również wrócił do mocniejszych zakupów. Widać, że to zainteresowanie złotem na każdym cofnięciu jest dość spore, co z kolei oznacza, że im dłużej będziemy się konsolidować powyżej 4 tys. dolarów, tym bardziej to prawdopodobieństwo rynkowe będzie się przesuwało w stronę tego, że skończy się tylko płaskiej korekcie. Czyli jeśli ktoś liczył na dużo tańsze zakupy, być może przyjdzie mu ponownie gonić rynek
Jakich wzrostów spodziewa się pan w ciągu następnych miesięcy? Czy można przewidzieć jakieś ruchy?
Średnioroczna stopa zwrotu ze złota od początku XXI w. wynosi w tej chwili około 11 proc. Tymczasem od początku roku złoto wzrosło ponad 60 proc., więc jest to zdecydowanie mocne odchylenie in plus, więc mogłoby się nawet zdarzyć tak, że kolejny rok dla złota może się okazać przerwą, czy uspokojeniem i to również nie byłoby dla złota niczym złym. Zresztą pamiętajmy, że ta obecna hossa od grudnia 2015 r. jest tak naprawdę trzecią wyraźną hossą na złocie. Pierwsza była w latach 70., druga w pierwszej dekadzie lat 2000. I gdy spojrzymy na wykresy tych dwóch hoss, w dwóch trzecich okresu również pojawiała się głębsza, średnioterminowa korekta. W pierwszej hossie zabrała 48 proc.od szczytu, a w 2008 roku to było 34 proc. Od tego 2015 roku nie było głębszej korekty, nie licząc tego wypłaszczenia od 2020 r. Tak że jeżeli miałbym prognozować, to powtórzenie wzrostu o 60 proc. w kolejnym roku byłoby sporym wyzwaniem, ale skierowanie się w stronę 5 tysięcy dolarów od obecnych cen byłoby do zrobienia, zwłaszcza, że kontynuujemy cykl obniżek stóp procentowych za oceanem.