Dwa tygodnie temu pisaliśmy o wskaźniku Parabolic, czyli przykładowej metodzie gry zgodnie z kierunkiem panującego trendu. Tym razem zajmujemy się kolejnym klasycznym narzędziem analizy technicznej stworzonym jeszcze w latach 70. przez tego samego autora – dobrze znanego traderom amerykańskiego eksperta Wellesa Wildera. Wskaźnik ATR na dobre zadomowił się w warsztatach spekulantów i do dziś pozostaje bardzo ważnym narzędziem, które można wykorzystywać na różne sposoby.
Mówiąc najogólniej, ATR to miara zmienności notowań. Im wartości tego wskaźnika są wyższe, tym bardziej rozchwiane są kursy. O tym, w jaki sposób działa ATR, można było się doskonale przekonać w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy na warszawskim parkiecie. Od połowy 2010 r. do lipca 2011 r. ATR (z 14 sesji) liczony dla indeksu WIG poruszał się w wąskim przedziale ok. 370–520 pkt. Świadczyło to o tym, że zmienność była w miarę stabilna. W sierpniu 2011 r. wraz z pamiętnym krachem nastąpił jednak gwałtowny wzrost zmienności – w kulminacyjnym punkcie ATR poszybował prawie do 1500 pkt. Innymi słowy notowania stały się w krótkim czasie trzy razy bardziej chwiejne. Od tego czasu mamy jednak do czynienia z ponowną „normalizacją" zmienności.
Ostro zakończone szczyty
W jaki sposób można wykorzystać ATR? Ogólnie rzecz ujmując, wskaźnik ten jest przeznaczony do dwóch niezależnych celów: prognostycznego i praktycznego. Zacznijmy od celu prognostycznego. Generalnie chodzi o szukanie pewnych zależności i sygnałów ostrzegawczych na wykresie ATR. Przykładowo nagłe skoki zmienności, a potem jej szybki spadek, czyli to, z czym inwestorzy mieli do czynienia w minionym roku, to bardzo charakterystyczne zjawisko w przypadku ATR. Wykres na dłuższą metę usiany jest wysokimi, bardzo ostro zakończonymi szczytami. Bardzo charakterystyczne jest też to, że formowaniu się takich szczytów towarzyszy praktycznie zawsze kształtowanie się istotnych dołków na wykresie WIG. Dołki te albo poprzedzają korekty bessy (wzrostowe lub płaskie – od sierpnia ub.r. mamy do czynienia właśnie z płaską korektą), albo wręcz całkowitą zmianę trendu na zwyżkowy.
Problem polega na tym, że nigdy nie wiadomo chociażby, jak wysoko znajdzie się szczyt ATR. Niewiele dają tu porównania z poprzednimi górkami. Ponieważ jednak szczyty są ostro zakończone, to przynajmniej zwykle szybko można zauważyć moment, w którym prawdopodobnie zmienność zaczyna maleć. A to z pewnością cenna informacja. Przyjrzeliśmy się bliżej tej kwestii. Przetestowaliśmy proste kryterium, czyli spadek ATR o co najmniej 10 proc. po wcześniejszym gwałtownym wzroście. Taki punkt zwrotny na wykresie wskaźnika zawsze zapowiadał zahamowanie spadku WIG i stabilizację notowań w kolejnych czterech tygodniach, a czasem nawet solidne odreagowanie.
Czasem na wykresie ATR można też za pomocą klasycznej analizy technicznej przewidzieć skok zmienności. Z dzisiejszej perspektywy widać, że w sierpniu ub.r. doszło do wybicia ATR w górę z wielomiesięcznego trendu bocznego. Przekroczenie górnej granicy tego trendu było mocnym sygnałem ostrzegawczym. Wniosek jest taki, że ATR może być cennym narzędziem prognostycznym, zwłaszcza w połączeniu z innymi wskaźnikami. Najbardziej prognozy takie mogą przydać się na rynku opcji, gdzie możliwe jest konstruowanie strategii gry pod kątem rosnącej lub malejącej zmienności.