Faktycznie. Mieliśmy nawet okazję spierać się z panem Albertem na jednym z ostatnich paneli dyskusyjnych. Odnieśliśmy jednak wrażenie, że za argumentacją nie idą merytoryczne argumenty, tylko zwykłe trzymanie się swoich ugruntowanych przekonań. Jeśli ktoś nie ma otwartego podejścia do nowych rzeczy, to ciężko będzie go przekonać. Nie ma tym oczywiście nic złego, zwykła ludzka przypadłość. Przypominam jednak, że na takim podejściu można tracić, bowiem trudno będzie się dostosować do zmian. Kodak nie dostosował się do rynkowych nowinek i był przekonany, że cyrowa fotografia nie zadomowi się na rynku. I wydaje mi się, że z bitcoinem jest podobnie. Jest to nowość technologiczna, do której część osób nie chce się dostosować, więc krytykuje ją nazywając m.in. bańką.
Według Bloomberga 1000 osób posiada 40 proc. rynku bitcoina, co oznacza dużą koncentrację kapitału, a więc spore ryzyko manipulacji.
Jest to ryzykowne, ale pamiętajmy, jak system kryptowalutowy dostarcza tzw. pozornej anonimowości. Tu jest mowa o 40 proc. adresów. Nie wiadomo do ilu osób należą te adresy, ponieważ mogą być podpisane wieloma kluczami. Wtedy aby ruszyć środki z takiego adresu potrzeba więcej niż jednej osoby. Zmierzam więc do tego, że statystyki te są nieprecyzyjne. Przykładowo wśród tych 40 proc. adresów mogą być adresy giełd, a one nie posiadają swoich środków, tylko środki wielu osób, które na owych giełdach handlują i trzymają swoje kryptowaluty.
Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion, powiedział ostatni z jednym wywiadów, że bitcoin służy do nielegalnych transakcji. To zdanie podziela wiele osób i często podają to jako argument całkowitym zakazem obrotu kryptowalutą. Co pan na to?
Bank Anglii pokazał statystyki za ubiegły rok, pokazujące transfery kapitału na rzecz prania brudnych pieniędzy, czy też finansowania terroryzmu. Bitcoin miał tym udział poniżej 0,5 proc. Jego użycie do tego typu celów jest więc znikome. Pozostaje oczywiście kwestia narkotyków i innych nielegalnych towarów, które można nabyć w sieci w tzw. dark webie. Tego typu handel był faktycznie jednym z kół zamachowych kryptowalut w pierwszych dwóch latach och istnienia. Były takie niechlubne historie, ale zakończyły się interwencjami służb federalnych USA, aresztowaniami i zajęciem pokaźnych środków w bitcoinach. Cały czas oczywiście można kryptowaluty wykorzystywać do takich celów, ale są to już teraz znikome przypadki. Bitcon nie jest bowiem w pełni anonimowy. Daje pozorną anonimowość, której stopień zależy od tego, na ile potrafimy sami ją sobie zapewnić. Tak samo jak w internecie. Jak się bardzo postaramy, to możemy zachować anonimowość, ale większość użytkowników jest w pełni transparentna.
I ostatnich zarzut dotyczy ogromnego zużycia energii do kopania bitcoinów i podtrzymywania sieci. Adrain Zandberg, szef Partii Razem, zwracał na to uwagę na Twitterze, pisząc, że liczby są porównywalne do zużycie energii przez całą Nigerię, a więc 186-mln kraj.
Zużycie jest bardzo duże, ale żeby uchwycić skalę, potrzebujemy porównania. Jak zestawimy to z ilością energii zużywaną przez tradycyjny system finansowy, a więc sieć banków komercyjnych, to ten energetyczny koszt utrzymania sieci bitcoinów okazuje znacznie mniejszy. Oczywiście banki nie podają takich statystyk zużycia energii, ale wystarczy sobie wyobrazić chociażby te wszystkie oddziały i pracujące w nich urządzenia (nie mówić już o konwojach itp), by mniej więcej uchwycić rozmiar. Uważam, że możliwości kryptowalut są tak duże, że ich energochłonność jest akceptowalna.
Zapraszamy do oglądania programu i subskrypcji kanału Parkiet TV na YouTubie.