Czekam, aż ktoś ogłosi państwowe uroczystości z okazji 30-lecia wolnego rynku sztuki w Polsce. Nawet jeśli nie minęło pełne 30 lat, to byłby to pretekst do otwartej dyskusji o kondycji rynku, o jego przyszłości, w tym o cenach.
Jak powstawał rynek
W 1989 roku rynek ten budowały przypadkowe osoby w wieku ok. 40–50 lat. Dziś są to weterani. Wycofują się lub już wycofali z handlu. Faktem jest, że często nie mają następców. A od tego zależy przyszłość handlu sztuką i antykami.
Napisałem „przypadkowe" osoby, ponieważ w PRL nie było zawodu antykwariusza. Monopolistką była państwowa Desa. Nie było aukcji, ceny regulowane były politycznym nakazem. Były niskie. Chodziło o to, aby nie drażniły klasy robotniczej.
Nielicznym osobom z Desy udało się zaistnieć na wolnym rynku. W 1989 roku handel antykami i sztuką podjęły osoby, które wcześniej z tą branżą nie miały nic wspólnego. Wtedy wydawało się, że na handlu sztuką łatwo i szybko można zbić fortunę. Dziś tamci pionierzy mają pewne doświadczenie, ale często nie mają następców.
Tu nie wystarczy tylko wiedza ekonomiczno-prawna. Antykwariusz musi umieć odróżnić monetę fałszywą od autentyku. W handlu obrazami potrzebna jest intuicja, która wynika z wrażliwości, ale także z bogatego doświadczenia. Generalnie w handlu sztuką potrzebna jest pasja, osobiste zaangażowanie.