Obok tradycyjnych otwartych funduszy inwestycyjnych zaproponuje zamożnym klientom FIZ-y, w tym takie, w których stosowane będą strategie hedgingowe. Wkrótce do Komisji Nadzoru Finansowego mają trafić wnioski o zezwolenie na utworzenie takich produktów.

Jak zapewniają przedstawiciele spółki, zespół zarządzania, który do końca grudnia stopniowo przejmie kontrolę nad funduszami towarzystwa (na razie zajmuje się nimi Credit Suisse Asset Management, który właśnie odsprzedał PKO BP udziały w PKO TFI; sprawę opisywaliśmy w ostatnich dniach), ma w tym obszarze doświadczenie. Część zarządzających przyjechała prosto z londyńskiego City, gdzie zajmowała się wysublimowanymi strategiami inwestycyjnymi.

Jeżeli chodzi o tradycyjne, funkcjonujące dziś fundusze, zarządzający mówią wprost: aktywa są na tyle duże, że nie ma co oczekiwać szarżowania na giełdzie. – Chcemy osiągać systematycznie wyniki lepsze od średniej na rynku. Nie celujemy w szczyt rankingów. Nasze aktywa są zbyt duże, by móc szybko reagować na każdy pożądany czy niepożądany ruch ceny akcji danej spółki, bo nasze zaangażowanie w niej w ujęciu ilościowym jest relatywnie spore, a przy tym płynność danych papierów często ograniczona – mówi Sławomir Sklinda, jeden z twórców własnego departamentu zarządzania w PKO TFI. – Zbyt duże odchylenie struktury portfela od składu indeksu, który jest dla nas benchmarkiem, wiązałoby się więc z dużym ryzykiem spadnięcia ze szczytu rankingu na jego koniec – dodaje.

Jak już pisaliśmy, na czele departamentu zarządzania w PKO TFI stanął Remigiusz Nawrat, obecny w towarzystwie od jesieni ubiegłego roku. Wcześniej pracował m.in. w PZU Asset Management, skąd zna Sławomira Sklindę, którego zaprosił tu do współpracy. Z końcem lipca do zespołu dołączył też Łukasz Witkowski, ostatnio zarządzający obligacjami w BPH TFI. Pozostałe osoby zostały „ściągnięte” z zagranicy. Jak mówi Remigiusz Nawrat, wciąż jest jeden wakat.