Fundacje będą inwestowały coraz więcej

Rozmowa „parkietu” z Tomaszem Perkowskim, wiceprezesem Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, odpowiedzialnym m.in. za inwestycje kapitałowe

Publikacja: 29.03.2010 08:06

Fundacje będą inwestowały coraz więcej

Foto: GG Parkiet

[b]Ile warte są inwestycje Fundacji na rzecz Nauki Polskiej?[/b]

W różne instrumenty finansowe mamy obecnie zainwestowane ponad 360 mln zł. Z tego za około 60 mln zł kupiliśmy na własny rachunek obligacje skarbowe. Pozostała kwota podzielona jest na trzy mniej więcej równe części i zarządzana w ramach usługi asset management przez Credit Suisse AM i ING IM oraz ulokowana w fundusze z grupy TFI Opera. [b]Dlaczego właśnie te instytucje?[/b]

Z Maciejem Kwiatkowskim, prezesem Opery TFI, Fundacja współpracowała już wcześniej, gdy zarządzał on częścią jej aktywów w Creditanstalt, a później w BRE Asset Management. Sześć–siedem lat temu zaczęliśmy przekształcać nasz portfel i szukaliśmy instytucji, która pozwoli nam na dywersyfikację inwestycji, m in. poprzez wejście na rynki surowcowe czy akcyjne i obligacyjne rynki zagraniczne. Kilka lat temu wybór odpowiadających nam funduszy był niewielki. W zasadzie jedynie Opera oferowała takie rozwiązania – zarządzała niebenchmarkowo i działała na wielu rynkach. Do tego zaoferowała interesujący dla nas system „success fee – high water mark”, czyli pobieranie marży od zysku dopiero w momencie pokonania poprzedniego szczytu wyceny funduszu. Już wcześniej, od 2003 roku, współpracowaliśmy z ING Investment Management, a w 2005 roku podpisaliśmy także umowę z Credit Suisse Asset Management. Strategia inwestycyjna tych portfeli – nazwijmy je konserwatywnymi – jest skierowana głównie na papiery skarbowe oraz w 20–30 proc. na akcje z GPW.

[b]Ile rocznie fundacja musi zarabiać na inwestycjach, żeby realizować cele statutowe?[/b]

Rocznie na cele statutowe, nie licząc wydatków administracyjnych, wydajemy 20–25 mln zł z tzw. żelaznego kapitału fundacji. Musimy także pokryć koszta inflacji – aby zachować realną wartość naszych aktywów – oraz koszty administracyjne. Potrzebujemy zatem średniorocznego zwrotu z inwestycji na poziomie 8–10 proc. W sumie od początku działalności, od 1991 r., wydaliśmy bezpośrednio na realizowane przez nas programy ponad 360 mln zł. Startowaliśmy natomiast z kapitałem 95 mln zł odziedziczonym po Funduszu Rozwoju Nauki i Techniki. Od dwóch lat finansujemy nasze nowe programy z funduszy strukturalnych w ramach programu operacyjnego „Innowacyjna gospodarka”, jednak te środki oczywiście nie są inwestowane. [b]Około pięciu lat temu, gdy powstawało Opera TFI, do stworzonego specjalnie dla Fundacji funduszu Opera FNP SFIO włożyliście państwo około 100 mln zł. Przed kilkoma tygodniami kapitał został wycofany. Dlaczego?[/b]

Nie wycofaliśmy się ze współpracy z Operą TFI, a jedynie podzieliliśmy nasze inwestycje pomiędzy różne fundusze z grupy Opera, głównie Universa, Universa Plus, Avista i Avista Plus. Zrobiliśmy tak, by mieć większą kontrolę nad inwestycjami. Teraz łatwiej nam zarządzać ryzykiem całego portfela, ponieważ lepiej znamy jego strukturę, wiemy, ile środków mamy w danej chwili ulokowanych w bardziej ryzykownych aktywach, np. akcjach czy obligacjach korporacyjnych, a ile w bezpiecznych, np. obligacjach skarbowych. Obecnie bardziej ryzykowne aktywa stanowią 25–35 proc. naszego kapitału. [b]Nie miał pan kontroli nad inwestycjami w Opera FNP?[/b]

Taka jest specyfika funduszy inwestycyjnych, w których inwestor nie ma bezpośredniego wpływu na bieżącą działalność funduszu. Jedynie ze sprawozdań finansowych, po fakcie, mogliśmy się dowiadywać, w co inwestowane były aktywa, a statut funduszu przewidywał bardzo elastyczne limity inwestycyjne. Jako jedyny inwestor funduszu nie mogliśmy, zgodnie z przepisami prawa, tworzyć tzw. rady inwestorów. Zasiadałem jedynie w radzie nadzorczej Opery TFI, jednak to nie uprawniało mnie do bezpośredniego nadzoru nad inwestycjami funduszu. Teraz, po rezygnacji ze stworzonego specjalnie dla Fundacji wehikułu inwestycyjnego, zrezygnowałem także z zasiadania w radzie towarzystwa. [b]W funduszu Opera FNP, licząc od początku jego działalności, zarobiliście mniej niż 10 proc. Czy biorąc pod uwagę krach na giełdach oraz późniejsze odbicie, to satysfakcjonujący wynik?[/b]

Nie będę ukrywał, że nie jesteśmy zachwyceni tym wynikiem. Nie tyle stratami w czasie giełdowych spadków, ile słabym odbiciem podczas giełdowych zwyżek w 2009 r. Patrząc na wyniki, nie możemy jednak zapomnieć, iż od 2005 r. korzystaliśmy z wypracowywanych corocznie przez fundusz zysków na bieżące finansowanie naszych programów. Część środków z funduszu Opera FNP zaczęliśmy także przenosić przed załamaniem giełdowym w bardziej bezpieczne inwestycje. Dzięki temu strata z inwestycji Fundacji w 2008 r. wyniosła jedynie 9 proc. Jednak z kolei w 2009 r. nie w pełni skorzystaliśmy z odbicia na rynkach akcyjnych i rentowność naszych aktywów wyniosła niezbyt imponujące 8,9 proc. [b]Czy planuje pan zmiany firm zarządzających kapitałem fundacji?[/b]

Radykalnych zmian nie planujemy. Przymierzamy się do utworzenia wspólnie z Operą funduszu venture capital, który pomagałby nam w transferze technologii z nauki do przemysłu poprzez wsparcie młodych firm. Ze swojej strony przeznaczymy na to 20 mln zł. Ponadto jesteśmy w trakcie poszukiwania TFI, które utworzyłoby dla nas fundusz inwestujący w strefie euro i rozliczający się w tej walucie. Dzięki temu zabezpieczylibyśmy nasze wydatki programowe (m.in. na stypendia zagraniczne) w euro. Na to przeznaczymy około 40 mln zł w ramach różnych alokacji w naszym portfelu inwestycyjnym.

[b]Czy FNP planuje inwestować bardziej agresywnie?[/b]

Na razie nie, choć pewnie za kilka lat będzie to nieuniknione. Na razie na naszym rynku, który zaliczany jest nadal do wschodzących, stopy zwrotu zarówno z akcji, jak i z obligacji są relatywnie wysokie. Ale premia za ryzyko się zmniejsza, więc spada oczekiwana stopa zwrotu. A z kolei poziomu naszych wydatków programowych nie chcemy znacząco zmniejszać. [b]Jakie jeszcze inne fundacje czy organizacje pozarządowe w Polsce są aktywnymi inwestorami na rynku kapitałowym?[/b]

Można tu wskazać na Fundację Batorego, Akademię Rozwoju Filantropii czy też takie fundacje, jak „Mimo wszystko” Anny Dymnej czy „Akogo” Ewy Błaszczyk. W sumie jednak inwestują one zapewne nie więcej niż 100–150 mln zł. [b]Spodziewa się pan, że organizacje pozarządowe w Polsce będą inwestowały coraz więcej?[/b]

Są fundacje, które planują budowę swoich kapitałów żelaznych. Na razie fundacje, które otrzymały spore środki z wpłat z 1 proc., inwestują głównie w nieruchomości. Traktowałbym to jednak jako pierwszy etap. Gdy uświadomią sobie, że inwestycja w nieruchomości generuje sporo kosztów, będą musiały wybierać między działalnością gospodarczą a inwestycjami na rynku kapitałowym. To pierwsze w kontekście fundacji nadal źle się kojarzy. Mam więc nadzieję, że w ciągu najbliższych 10–15 lat powstanie w Polsce grupa mocnych fundacji działających w oparciu o kapitały żelazne i aktywnie inwestujących na rynkach finansowych.

[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy