Gdy został Pan prezesem Netii, analitycy wyrażali sceptycyzm, wytykając Panu brak doświadczenia w telekomunikacji, krótki staż w giełdowej firmie i to, że w Opocznie nie doczekali się efektów wprowadzonych zmian. Czuł się Pan urażony?
Nigdy się nie obrażam. Zwątpienie innych zawsze mnie motywuje. To ja żałuję, że nie miałem okazji doczekać się efektów mojej pracy w Opocznie. Zmiana inwestora była naturalną cezurą i powodem przekazania sterów osobom związanym z nowym inwestorem (Cersanit - red). Można powiedzieć, że oczekiwania akcjonariusza Opoczna (Enterprise Investor - red.) co do satysfakcjonującego wyjścia z inwestycji zostały osiągnięte, choć stało się to w krótszej perspektywie czasowej, niż chyba wszyscy oczekiwali.
To, że nie mam doświadczenia w telekomunikacji, sprawiło, że ja też, gdy otrzymałem propozycję zarządzania Netią, miałem wątpliwości. Jak jednak słyszę od inwestorów spoza Polski, to, co u nas nie jest jeszcze regułą, na innych rynkach jest już standardem. Komercyjne doświadczenia, w tym doświadczenia z innych branż, są bardzo istotne, być może istotniejsze niż specyficzne, technologiczne czy infrastrukturalne przygotowanie. To był świadomy wybór rady nadzorczej i wiodącego akcjonariusza Netii - funduszu Novator.
Pana związek z Opocznem można chyba podsumować tak: padła zapowiedź restrukturyzacji i ekspansji na wschodnie rynki, a potem do spółki wszedł inwestor. Czy taki scenariusz może czekać także Netię?
Myślę, że między Opocznem a Netią nie należy szukać analogii. Nowy inwestor wszedł do Opoczna zaledwie po kilku miesiącach mojej prezesury. Horyzont inwestycyjny Novatora, największego akcjonariusza spółki i głównego właściciela P4, jest na pewno dłuższy niż 2-3 lata. Moje przyjście do Netii jest związane z oczekiwaniem zdynamizowania kultury korporacyjnej spółki, sposobu jej działania na rynku, w tym szczególnie klientów indywidualnych, z maksymalizacją wykorzystania dostępnych w firmie zasobów.