W piątek na GPW zadebiutowały prawa do akcji Erbudu. Inwestorzy, którzy kupili papiery budowlanej spółki w ofercie publicznej, nie mogą narzekać. Za akcje płacili po 50 zł, a na zamknięciu mogli je sprzedać po 91,5 zł, czyli 83 proc. powyżej ceny emisyjnej. A kupić walory nie było łatwo - inwestorom indywidualnym zaproponowano tylko 0,7 mln akcji (2 mln trafiły do instytucji). Redukcja wyniosła 98,33 proc.

Erbud pozyskał z oferty 125 mln zł, a pierwotnie liczył na 105 mln zł. - Możemy dzięki temu kupić nieco droższą firmę - powiedział Dariusz Grzeszczak, który kieruje giełdową spółką wspólnie z Józefem Zubelewiczem. 18. tegoroczny debiutant i 298. spółka na GPW planuje bowiem wydać większość pieniędzy z emisji na przejęcia. - Na krótkiej liście mamy trzy firmy. Możemy przejąć spółkę z branży budownictwa inżynieryjno-drogowego lub dewelopera - mówi D. Grzeszczak. Podkreśla przy tym, że wszystkie firmy z branży wysoko się teraz cenią i coraz trudniej o okazję na rynku. Dlatego też zarządowi trudno określić termin finalizacji przejęcia.

Jeśli do kupna nowej spółki dojdzie w tym roku, Erbud może podwyższyć prognozy wyników. Na razie zakłada osiągnięcie 660,7 mln zł przychodów, 32,2 mln zł zysku operacyjnego i 24,2 mln zł netto. W ub. r. miał blisko 395 mln zł sprzedaży, 27,2 mln zł zysku operacyjnego i 21,3 czystego zarobku. Wynik netto powiększyły jednak rozwiązane rezerwy na naprawy gwarancyjne (o około 4 mln zł).

Po ofercie większościowymi akcjonariuszami Erbudu pozostają kierujący spółką D. Grzeszczak i J. Zubelewicz. Ich akcje (w sumie 73 proc. kapitału i głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy) objęte są 2-letnią blokadą.

Do tej pory budowlana firma nie wypłacała dywidendy. Nie zakłada tego też w najbliższych latach. - Jeśli jednak wyniki będą przekraczały znacząco prognozy - rozważymy taką możliwość i przedstawimy stosowne propozycje walnemu zgromadzeniu akcjonariuszy - mówi D. Grzeszczak.