Ministerstwo Finansów sprzedało dziś obligacje dwuletnie za 5,1 mld zł i „pięciolatki” za 1,1 mld zł. Resort zrealizował więc plany – zapowiadał bowiem wcześniej podaż rzędu 4-6,5 mld zł. Tak duża oferta nie byłaby możliwa do realizacji, gdyby nie popyt ze strony inwestorów – który wyniósł odpowiednio 8,3 i 2,8 mld zł.
Dzisiejsza aukcja była de facto powrotem rządu na rynek po trzech miesiącach. Od 13 października, kiedy MF sprzedawał papiery pięcioletnie, nie odbył się żaden przetarg obligacji (pomijając oferty zamiany starych papierów na nowe). Przerwa zrobiła swoje. Średnia cena plasowanych dziś „dwulatek” to 905,37 zł, co odpowiada rentowności na poziomie 4,984 proc. To znacznie wyżej, niż wynik osiągnięty na ostatniej aukcji w październiku (kiedy średnia rentowność wyniosła 4,595 proc.). Podobnie spadły ceny obligacji pięcioletnich – inwestorzy płacili tym razem 970,87 zł (co odpowiada rentowności 5,65 proc.) wobec 993 zł i 5,14 proc. jeszcze w październiku. Nowe wyceny były zbliżone do poziomu na rynku wtórnym.
- Ceny wyraźnie spadły, na co wpływ ma gorsza koniunktura na rynku i świadomość inwestorów, że wkrótce dojdzie do podwyżek stóp procentowych – ocenia Arkadiusz Urbański, analityk banku Pekao. Oczekiwania na wzrost stóp wzrosły dodatkowo po wczorajszej wypowiedzi prezesa NBP Marka Belki, który stwierdził, że „kończy się okres przyglądania się sytuacji w polityce pieniężnej”.
- Pozytywne jest to, że popyt na aukcji, która stanowiła pewien test dla rynku i zdolności resortu do pozyskiwania środków, był wysoki. Sugeruje to, że spora część inwestorów zdecydowała się wykorzystać niższe ceny do powiększenia portfeli – zauważa Arkadiusz Urbański.