Na temat rynku forex krążą rozmaite historie. Jedne mówią, jak za pomocą silnej dźwigni finansowej, czyli możliwości obracania kwotami wielokrotnie większymi od posiadanego kapitału, szybko można zbić bajeczną fortunę. Opowieści te ścierają się jednak z przestrogami. Na forach internetowych poruszających temat rynku walutowego usłyszeć można często, że podobno 90–95 proc. nowo upieczonych traderów kończy swoją pierwszą przygodę z foreksem całkowitą porażką. Nie mając odpowiedniego przygotowania teoretycznego i umiejętności, podobno szybko przegrywają z destrukcyjnymi emocjami.
Wiele z tych opowieści ma jednak to do siebie, że nie jest poparta wiarygodnymi danymi statystycznymi. Są to jedynie obiegowe opinie. Na szczęście od jesieni 2010 r. coraz więcej na ten temat można dowiedzieć się z raportów amerykańskich brokerów foreksowych. Działające wespół rządowa agencja CFTC (Commodity Futures Trading Commission) oraz branżowa organizacja NFA (National Futures Association) wymagają, by brokerzy udostępniali nowym klientom, dopiero otwierającym rachunek, niezwykle istotne informacje: procent rachunków inwestycyjnych klientów, które przyniosły zyski w ciągu kwartału, oraz procent rachunków stratnych (dane te muszą obejmować co najmniej cztery kolejne kwartały). Wymóg publikacji tych danych to jedna z licznych konsekwencji kompleksowej reformy regulacji rynków finansowych Dodda-Franka z połowy 2010 r., będącej z kolei echem kryzysu po upadku banku Lehman Brothers.
Dzięki temu, że specjaliści zajmujący się monitorowaniem amerykańskiego rynku forex zebrali owe raporty od sporej grupy tamtejszych czołowych brokerów, na temat zyskowności traderów wreszcie można powiedzieć coś wiarygodnego, a nie tylko opierać się na obiegowych opiniach.
Jak wynika z zestawienia sporządzonego przez internetowy serwis Forex Magnates, tuż po wprowadzeniu nowych regulacji, III kwartał zeszłego roku zakończyło na plusie 27 proc. rachunków prowadzonych przez 11 „przepytanych” brokerów (łącznie prowadzili oni ponad 123 tys. rachunków). Co ciekawe, z raportów wynika, że odsetek ten jest w miarę stały i nie ulega radykalnym zmianom w zależności od sytuacji rynkowej (był podobny w każdym z kwartałów począwszy od IV kw. 2009 r. – mimo że w tym czasie przykładowo kurs najważniejszej pary walutowej EUR/USD podlegał zmiennym tendencjom). Potwierdziło to zresztą kolejne zestawienie sporządzone przez Forex Magnates w połowie stycznia – w IV kwartale zeszłego roku średnio 28 proc. rachunków było na plusie. Można więc szacować, że na dłuższą metę zyski udaje się osiągać nieco ponad jednej czwartej wszystkich traderów na foreksie. Przynajmniej w warunkach amerykańskich – dane z innych rynków nie są bowiem dostępne.
Jakie płyną wnioski z tych statystyk? Przede wszystkim widać, że zyski z handlu walutami, o których marzą wszyscy przystępujący do gry nowi inwestorzy, ostatecznie trafiają jedynie do części z nich (niestety, dane wymagane przez amerykańskich regulatorów nie dotyczą struktury zysków – czyli np. tego, ilu inwestorom udaje się uzyskać zdecydowanie ponadprzeciętne rezultaty). Forex to nie jest przysłowiowa maszynka do łatwego robienia pieniędzy – a przynajmniej nie dla każdego. Pocieszające jest natomiast to, że oficjalne dane zdecydowanie odbiegają od wspomnianych na początku obiegowych opinii mówiących o tym, że na foreksie zarabia jedynie symboliczna garstka graczy.