Od cięcia stóp do działań niekonwencjonalnych

Po sprowadzeniu stóp procentowych niemal do zera część banków centralnych musiała w ostatnich latach eksperymentować z innymi metodami stymulowania gospodarki

Aktualizacja: 26.02.2017 17:08 Publikacja: 18.08.2011 01:18

Ben Bernanke, szef amerykańskiego banku centralnego

Ben Bernanke, szef amerykańskiego banku centralnego

Foto: Bloomberg

Symbolem kryzysu z minionych lat stało się bankructwo banku Lehman Brothers. Ale faktycznie obfitował on w wiele innych bezprecedensowych wydarzeń, które przejdą do historii gospodarczej. Jednym z nich było obniżenie przez Rezerwę Federalną Stanów Zjednoczonych w grudniu 2008 r. stopy funduszy federalnych do zera. Wprawdzie politykę zerowych stóp procentowych prowadził już pod koniec lat 90. Bank Japonii, ale był to, jak się zdawało, wyjątkowy przypadek. Tymczasem w ślad za Fedem poszły inne banki centralne, m.in. kanadyjski, szwajcarski i szwedzki. Nieco ostrożniejsze były Bank Anglii i Europejski Bank Centralny, które sprowadziły główne stopy procentowe odpowiednio do 0,5 i 1 proc.

Banki na zakupach

Przedmiotem sporu pozostaje, czy tak głębokie obniżenie kosztu kredytu było konieczne. John B. Taylor, profesor ekonomii na Uniwersytecie Princeton, wskazuje wręcz, że cięcie stóp procentowych w USA osłabiło gospodarkę, bo doprowadziło do deprecjacji dolara, ta zaś do wzrostu wyrażonych w tej walucie cen surowców.

To nie jest powszechnie akceptowany pogląd na źródła recesji, która zarówno w USA, jak i w strefie euro rozpoczęła się na przełomie lat 2008 i 2009. Faktem jest jednak, że bezprecedensowa obniżka stóp procentowych nie wystarczyła, aby jej zapobiec. Stało się tak, bo obniżka kosztu kredytu nie była w stanie skłonić zadłużonych już konsumentów do dalszego pożyczania, więc załamał się tradycyjny mechanizm transmisji polityki pieniężnej na gospodarkę. Władze pieniężne uciekły się więc do niekonwencjonalnych metod stymulowania koniunktury. Najwięcej uwagi wzbudziło tzw. ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej (QE), w uproszczeniu polegające na skupowaniu przez bank centralny za dodrukowane pieniądze rozmaitych aktywów na rynku wtórnym.

Znów pionierem w dziedzinie QE był na początku minionej dekady Bank Japonii. Fed na rozpoczęcie tego programu zdecydował się w listopadzie 2008 r. i, z kilkumiesięczną przerwą, prowadził go do połowy br. W tym czasie skupił aktywa za około 2,2 bln USD, przy czym 900 mld USD wydał na obligacje skarbowe, resztę zaś na papiery zabezpieczone kredytami hipotecznymi. Politykę ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej stosował w ostatnich latach również Bank Anglii, który przeznaczył na ten cel 200 mld funtów, a także Bank Japonii. Natomiast prowadzonego od maja ub.r. przez Europejski Bank Centralny skupu obligacji skarbowych państw z obrzeży strefy euro nie można uważać za QE, ponieważ frankfurcka instytucja dotąd sterylizowała te transakcje, tzn. neutralizowała ich wpływ na podaż pieniądza.

Kilka mechanizmów w jednym

W oczach krytyków ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej jest tożsame z monetyzowaniem deficytu budżetowego państw oraz drukowaniem pieniędzy bez pokrycia, co musi się skończyć wybuchem niekontrolowanej inflacji. Ale Fed i Bank Anglii argumentują, że QE to tylko nowe narzędzie służące tym samym celom co tradycyjne instrumenty polityki pieniężnej. – Banki centralne regularnie kupują i sprzedają obligacje skarbowe na rynku wtórnym jako element swoich operacji na rynku pieniężnym. Jedyna różnica między zwykłymi operacjami a QE jest taka, że tym razem okres, na jaki aktywa zostały kupione, jest dłuższy – tłumaczył Bank Anglii.

Kanałów, którymi ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej może się przekładać na koniunkturę w gospodarce, jest kilka. Gdy Fed zdecydował się kupować głównie obligacje skarbowe, tłumaczył, że chce obniżyć ich rentowność i w efekcie powiązane z nią oprocentowanie kredytów. Ale przy okazji, dokonując zakupów na rynku wtórnym, zapewniał instytucjom finansowym kapitał, który mogły one przeznaczyć na udzielanie kredytów lub zakup innych papierów wartościowych. W ten sposób QE może wpłynąć także na ceny innych aktywów niż te objęte programem, prowadząc do efektu majątkowego: ich posiadacze czują się bogatsi i zwiększają wydatki konsumpcyjne i inwestycyjne. Dodatkowo – choć banki centralne zapewniają, że to tylko skutek uboczny QE – większa podaż pieniądza ujemnie wpływa na kurs waluty danego kraju, co zwiększa konkurencyjność jego eksportu.

Konsekwencje wciąż nieznane

Skuteczność QE teoretycznie powinna oznaczać spadek rentowności objętych skupem obligacji. Ale jednocześnie rentowność ta zależy od tempa rozwoju gospodarki oraz poziomu inflacji. Tymczasem podbicie obu tych wskaźników koniunktury było zasadniczym celem QE. Poza tym trudno powiedzieć, jak kształtowałaby się rentowność obligacji, gdyby nie polityka banków centralnych. To m.in. te trudności sprawiają, że ekonomiści są podzieleni w ocenach efektywności QE.

Przewodniczący Fedu Ben Bernanke niedawno ocenił, że sama tylko II runda tego programu była równoważna obniżce stóp procentowych o 0,4–1,2 pkt proc. Ale krytycy takich wyliczeń wskazują, że nawet jeśli są one trafne, to taka obniżka kosztu kredytu stanowi jedynie próbę „popchnięcia gospodarki za pomocą sznurka" (takich słów użył prezes Banku Rezerw Federalnych w Dallas Richard Fisher), bo zadłużeni konsumenci na Zachodzie po kryzysie po prostu nie chcą zaciągać nowych pożyczek, niezależnie od ich ceny. Dlatego poprzednik Bernankego Alan Greenspan uznał ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej za fiasko.

– Program ten wywarł pewien wpływ na kurs wymiany dolara, a to istotnie przyczyniło się do ekspansji eksportu. Ale poza tym nic mi nie wiadomo o żadnych skutkach tego programu – tłumaczył w minionym miesiącu. Z kolei gubernator Banku Japonii Masaaki Shirakawa twierdzi, że QE sprawdza się jako sposób na ustabilizowanie sektora finansowego, ale ma ograniczone efekty, jeśli chodzi o pobudzenie aktywności gospodarczej i cen. Ale już wśród członków Amerykańskiego Stowarzyszenia Ekonomistów Biznesowych (NABE) dominuje pogląd, że program ilościowego luzowania polityki pieniężnej skutecznie wspierał gospodarkę USA, m.in. za pomocą wspomnianego efektu majątkowego.

Jeszcze trudniej ocenić długoterminowe konsekwencje programu QE, który zarówno dla Fedu, jak i Banku Anglii był żeglowaniem po nieznanych wodach. Trudności może im sprawić m.in. pozbycie się zakumulowanych w jego ramach aktywów bez strat. Ta i podobne wątpliwości sprawiają, że z perspektywy banków centralnych bezpieczniej byłoby unikać konieczności uciekania się do niekonwencjonalnych działań. To, jak argumentowali w lutym ub.r. w dość głośnej publikacji „Rethinking Macroeconomic Policy" trzej ekonomiści MFW, wymagałoby utrzymywania w fazie ekspansji gospodarczej wyższych stóp procentowych niż przed ostatnim kryzysem. Wówczas w razie szoku gospodarczego banki centralne mogłyby sobie pozwolić na większe obniżki stóp, bez sprowadzania ich do zera. – Byłoby dobrze, gdybyśmy w kryzys wkroczyli z wyższymi nominalnymi stopami procentowymi. A jedyną drogą, żeby do nich dojść, jest wyższa inflacja – tłumaczył w jednym z wywiadów główny ekonomista MFW Olivier Blanchard.

 

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy