Na koniec 2011 r. na warszawskiej giełdzie działało 61 instytucji, o 12 więcej niż rok wcześniej. Choć trzon rynku nie zmienił się od wielu lat, to po raz pierwszy ponad połowa brokerów wywodzi się z zagranicy. Dla polskich biur taka sytuacja to niewątpliwie zagrożenie konkurencją. Ale najlepsi potrafią z globalizacji rynków kapitałowych wyciągnąć właściwe wnioski.
Lider rynku pierwotnego (DM?Banku Zachodniego?WBK)?nie zająłby pierwszego miejsca, gdyby nie napływ ukraińskich spółek na warszawski rynek. Najaktywniejszy broker na rynku wtórnym (DM?Banku Handlowego) nie ukrywa z kolei, że część zleceń, jakie realizuje, pochodzi z londyńskiego Citi.
Odkąd GPW stała się najważniejszą giełdą regionu, branża maklerska stale musi reagować na nowe wyzwania. Dwa lata temu była to wymiana systemu przez Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych, teraz nadchodzi wyczekiwana odnowa systemu GPW. Dłuższa sesja, nowe typy zleceń, „mobilność" coraz większej grupy inwestorów, konkurencja ze strony platform foreksowych czy wreszcie nie zawsze przystające do polskich realiów przepisy unijne – to tylko wycinek tego, z czym boryka się środowisko maklerów.
W takiej sytuacji należy docenić, że większość biur wciąż zachowuje wysokie standardy działania i że konsekwentnie zachowuje swoje udziały w rynku. Brawa należą się tym, którzy zdobywają coraz większą część maklerskiego tortu, a także nowym instytucjom, które odważyły się rozpocząć działalność w trudnych dla giełdy czasach.