Wśród zainteresowanych akwizycją BGŻ pojawił się nowy gracz – grupa ING. Gdyby Holendrzy byli zdeterminowani, by przejąć polski bank, musieliby renegocjować z Komisją Europejską zasady otrzymanej w kryzysie pożyczki od państwa. Jednym z warunków jej udzielenia był bowiem zapis o zakazie akwizycji.
Mimo że teoretycznie mogłoby to być trudne, to jednak nie niemożliwe. ING ma już na tym polu doświadczenie, wynegocjowało np. zmianę terminów w zapisie o konieczności sprzedaży swoich biznesów ubezpieczeniowych oraz zajmujących się zarządzaniem inwestycjami. Pierwotny czas na wyjście z tych inwestycji upływał z końcem 2013 r. Negocjacje z Komisją pozwoliły jednak na jej przesunięcie, w przypadku Europy połowa udziałów Holendrów musi być sprzedana do końca 2015 r., a druga część do końca 2018 r.
– Nie komentujemy rynkowych spekulacji – mówi Carolien van der Giessen, rzeczniczka grupy ING.
Wiele zależy od ceny
Rabobank, do którego należy BGŻ, sonduje rynek w sprawie możliwości sprzedaży polskich aktywów od dłuższego czasu. Holendrzy nie są usatysfakcjonowani 11. pozycją, jaką instytucja zajmuje na naszym rynku. Na innych, gdzie działają należące do grupy instytucje, plasują się one w pierwszej trójce, maksymalnie w pierwszej piątce graczy.
Czy dla ING byłaby to ciekawa akwizycja? – Na pewno jest to kwestia ceny. Bank zyskałby jednak szansę na wyjście do tych klientów, gdzie ING nie ma, czyli małych i średnich firm. Holendrzy potrafią się też skutecznie dogadać między sobą – mówi nam prezes jednego z większych banków. Od lat łakomie na polski rynek spoglądają francuskie banki: BNP Paribas i Credit Agricole. – Oba na pewno w procesie wezmą udział, ale jak zwykle na koniec będą ostro walczyć o cenę. Kryzys finansowy w Europie daje im idealny pretekst – mówi nam osoba zbliżona do transakcji.