Gospodarka najsłabsza od trzech lat

W III kwartale PKB Polski powiększył się tylko o 2,5 proc., ten kwartał może być nawet gorszy. Za spowolnienie wzrostu nie można winić rządu PiS, ale pewną odpowiedzialność jednak ponosi.

Aktualizacja: 06.02.2017 13:26 Publikacja: 16.11.2016 07:24

Gospodarka najsłabsza od trzech lat

Foto: GG Parkiet

O takim prezencie na pierwsze urodziny rząd Beaty Szydło z pewnością nie marzył. Jak oszacował wstępnie GUS, w III kwartale polska gospodarka urosła o zaledwie 2,5 proc. rok do roku. To najgorszy wynik od trzech lat. Na tle ubiegłego roku, gdy gospodarka urosła o 3,9 proc., już pierwsze półrocze 2016 r. było mocno rozczarowujące. Realny wzrost PKB (liczony w cenach stałych roku poprzedniego) w I kw. sięgnął 3 proc. rok do roku, a w II kw. 3,1 proc. Znając już większość danych miesięcznych z III kwartału, ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się dalszego spowolnienia wzrostu, ale tylko do 2,9 proc. rok do roku. Tylko dwóch największych pesymistów oczekiwało wzrostu na poziomie 2,5 proc.

Rząd nie bez winy

Ze względu na przypadającą w środę pierwszą rocznicę działalności rządu Beaty Szydło krytyczni wobec ekipy Prawa i Sprawiedliwości komentatorzy wtorkowe dane GUS uznali za dowód na jej nieudolność. Rzeczywistość wyraźnie bowiem odstaje od założeń do ustawy budżetowej na ten rok, wedle których PKB miał powiększyć się o 3,8 proc.

Ale obwinianie gabinetu Beaty Szydło za rozczarowującą koniunkturę byłoby dużym uproszczeniem. Wstępny szacunek PKB nie zawiera jeszcze danych dotyczących struktury wzrostu, ale ekonomiści przypuszczają, że spowolnienie rozwoju w III kwartale to efekt zapaści w inwestycjach, na którą dodatkowo nałożyły się słabe wyniki handlu zagranicznego. W ankiecie z końca października ekonomiści przeciętnie spodziewali się, że nakłady brutto na środki trwałe spadły o 4,1 proc. rok do roku, po zniżce o 3,6 proc. w II kwartale i 1,8 proc. w I kwartale.

Po wtorkowych danych GUS część ekonomistów oceniła, że inwestycje mogły zmaleć jeszcze bardziej. Jednak zdaniem Krystiana Jaworskiego, ekonomisty z Credit Agricole Bank Polska, dynamika inwestycji mogła nawet wzrosnąć, za to na wzrost PKB ujemnie wpłynął tzw. eksport netto (różnica między eksportem i importem). W II kwartale dodał on do wzrostu PKB aż 0,8 pkt proc.

2017 r. bez fajerwerków

Wyniki handlu zagranicznego są w większym stopniu zależne od koniunktury międzynarodowej niż od polityki rządu. Z kolei zapaść w inwestycjach jest w dużej mierze związana z przestojem w wydatkowaniu funduszy unijnych. To, jak tłumaczył kilka dni temu w wywiadzie dla „Parkietu" wicepremier i minister rozwoju oraz finansów Mateusz Morawiecki, wynika m.in. z tego, że rząd PO „prawie w ogóle nie przygotował się do wykorzystania funduszy z nowej perspektywy finansowej UE na lata 2014–2020". Na to nakłada się spadek skłonności firm do inwestowania, związany m.in. z niepewnością co do kształtowania się koniunktury na świecie.

Ekonomiści nie mają jednak wątpliwości, że za zapaść w inwestycjach rząd częściowo jednak odpowiedzialność ponosi. Niepewność wśród przedsiębiorców budzą bowiem także elementy polityki gospodarczej PiS. – Obawy przedsiębiorców o niekorzystne zmiany w regulacjach dotyczących działalności gospodarczej, z których część już się zmaterializowała – np. podatki branżowe, bardzo wysoki wzrost płacy minimalnej, narzędzia służące ograniczaniu luki podatkowej, takie jak kara do 25 lat więzienia za oszustwa i błędy podatkowe oraz duże sankcje za zaniżenie podatku VAT – wpływają na ostrożność w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych – zauważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan.

Co dalej? W IV kwartale ub.r. PKB powiększył się o 4,3 proc. (te dane mogą jeszcze zostać zrewidowane, bo nie odzwierciedlają niedawnej rewizji wzrostu PKB w całym 2015 r. z 3,6 do 3,9 proc.), więc w ostatnim kwartale roku na wzrost tego wskaźnika ujemnie będzie wpływał efekt wysokiej bazy odniesienia. – Tempo wzrostu PKB w IV kw. najprawdopodobniej obniży się do 2,3 proc. – uważa Wiktor Wojeciechowski, główny ekonomista Plus Banku. W 2017 r. gospodarka powinna przyspieszyć, ale jest mało prawdopodobne, aby spełniły się prognozy NBP oraz Ministerstwa Finansów, zakładające wzrost PKB o 3,6 proc. Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, przyznaje, że wartość podpisanych już projektów współfinansowanych z nowego budżetu UE wyraźnie ostatnio wzrosła, ale może upłynąć jeszcze kilka kwartałów, zanim przełoży się to na dy­namikę inwestycji. Tymczasem pod koniec przyszłego roku wygaśnie pozytywny wpływ programu 500+ na tempo wzrostu konsumpcji.

[email protected]

To był rok niewykorzystanego potencjału

Wielu ekonomistów nie zostawia na obecnym rządzie suchej nitki. Ich zdaniem podjęte w minionych 12 miesiącach działania okazały się nieefektywne pod względem wpływów podatkowych oraz niekorzystne dla społeczeństwa. Główne rezultaty to coraz wolniejszy wzrost gospodarczy, przecena na GPW i zniżkujący kurs złotego. Analitycy wskazują też na chaos informacyjny oraz brak przygotowania do sprawowania rządów. – Zaskakujące jest położenie akcentów na początku kadencji na realizację obciążających budżet obietnic wyborczych zamiast wdrażania trudnych i niepopularnych społecznie reform, mogących pobudzić gospodarkę w kolejnych latach rządów – zaznacza Alfred Adamiec, zarządzający w Niezależnym Domu Maklerskim. Jak zauważa, wzrost stymulowany jedynie konsumpcją i eksportem napędzanym przeceną naszej waluty to krótka droga do poważnych kłopotów ekonomicznych, a potężnym hamulcem w rozwoju biznesu jest niepewność otoczenia prawnego. Zdaniem Przemysława Kwietnia, głównego ekonomisty XTB, flagowy program rządu 500+ nie trafia w sedno problemu i nawet w krótkim terminie jest nieefektywny. Jego zdaniem tak ogromne środki z większą korzyścią dla gospodarki można by przetransferować np. za pomocą ulg podatkowych, by w ten sposób zachęcać Polaków do aktywności na rynku pracy. – Konsumpcja rośnie, jednak ten pozytyw jest kompensowany przez spadek inwestycji – uważa Kwiecień. Ekonomista odnosi się też do PKB. – Finanse publiczne nie są przygotowane do wzrostu gospodarczego poniżej 3 proc., z czym mamy teraz do czynienia. Jeśli taka sytuacja się utrzyma, to doprowadzi nas do katastrofy finansów publicznych – ostrzega Kwiecień. Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, pociesza, że od strony ekonomiczno-gospodarczej nie był to aż tak zły rok, jak wielu się obawiało. – Pewnie po części dlatego, że rządzącym przeszła chęć na zrealizowanie kilku przedwyborczych obietnic – dodaje. Ekonomiści mają kilka dobrych rad dla rządzących. Politycy mogliby większą wagę przywiązywać do swoich wypowiedzi i powstrzymać się od kontrowersyjnych, nie do końca przemyślanych pomysłów. – Z jednej strony chcemy, aby inwestorzy zagraniczni u nas inwestowali. Z drugiej – co chwilę kogoś obrażamy albo destabilizujemy prawo. Abstrahując od kwestii czysto politycznych, to nie był zły rok. Ale mamy potencjał na znacznie więcej. Czasami wystarczyłaby chwila zastanowienia nad konsekwencjami przed rzuceniem jakiegoś hasła, pomysłu – podsumowuje Buczek.

Pytania do Marcina Materny, szefa działu analiz w Millennium DM

Jakie są efekty ostatniego roku rządów obecnej ekipy?

Szczerze mówiąc, to pozytywnych efektów nie widać. Jedynie program 500+ przyczynił się do poprawy sytuacji gospodarstw domowych. Gospodarka słabnie, dług publiczny rośnie, inwestycje spadają, poziom zaufania do Polski jako miejsca do inwestycji dołuje, o sytuacji na GPW, państwowych spółkach i ich notowaniach nawet nie ma co wspominać. Do tego awantura o przejęcie Trybunału Konstytucyjnego i możliwe obniżenie dotacji z UE. Gdyby budżet oceniać jako typową spółkę, to ocena nie byłaby pozytywna i analitycy zaczęliby się obawiać o jej przyszłość, obserwując zachodzące w niej procesy i pogarszające się wskaźniki.

Co zatem może nas czekać w przyszłości?

Spodziewam się wzrostu skali interwencji państwa w gospodarkę (czy to pośrednio, czy bezpośrednio), podwyżki podatków oraz niekorzystnych zmian w systemie emerytalnym. Dodatkowo prognozuję dalsze zadłużanie się państwa. Jak to w wielu krajach bywa, państwo nowymi regulacjami stara się często naprawiać to, co samo popsuło w innych. Przykładem tego typu działania są np. wysiłki w celu poprawy efektywności działania czy zwiększenia nadzoru spółek państwowych, a przedsiębiorstwa te są dlatego mało efektywne, bo są państwowe. Innym przykładem są zmiany w OFE mające na celu (w założeniach) wzrost emerytur, bo wyniki funduszy nie są czy nie były zadowalające. Ale przyczyną tych słabych wyników są często właśnie działania rządu czy narzucone ograniczenia w inwestowaniu. Podobnie w służbie zdrowia – pierwotną przyczyną zapaści publicznej służby zdrowia jest zbyt mała liczba lekarzy, co jest winą rządów, które ograniczyły wydatki na ich edukację, do tego dochodzi słaba efektywność operacyjna placówek, która wynika z tego, że są państwowe i zazwyczaj gorzej zarządzane. Nie spodziewam się zmiany takiego schematu. Zwiększanie wydatków Skarbu Państwa i zadłużanie się przy wzroście interwencji w gospodarkę jeszcze nikomu nie wyszło na zdrowie w długim terminie, a dużo jest przykładów, że stosunkowo szybko przynosiło efekty odmienne.

Jakie miałby pan rady czy wskazówki dla rządzących?

Zmniejszyć skalę interwencji państwa w gospodarkę, obniżyć podatki oraz ograniczyć liczbę regulacji pętających przedsiębiorczość. Warto byłoby również przestudiować, co było źródłem sukcesu krajów, które w stosunkowo krótkim czasie osiągnęły znaczne przyrosty, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, i taki stan rzeczy przez lata utrzymały, bo z pewnością nie były to ani wydatki czy regulacje socjalne, ani podwyżki podatków. Może rząd powinien także dać większą wagę referendom i ułatwić ich przeprowadzanie, jak np. w Szwajcarii, gdzie najważniejsze dla kraju sprawy rozstrzygają nie politycy, ale obywatele w referendach i m.in. dzięki temu kraj przoduje w rankingach jakości życia czy przejrzystości. To powinno dać do myślenia, gdyż znacznie zwiększyłoby kapitał obywatelski w Polakach i zakończyłoby często nierozwiązywalne w inny sposób spory.

Które kraje mogą być przykładem dla Polski?

Estonia, Chile, można powiedzieć też, że Chiny, Singapur, kiedyś Japonia czy tzw. tygrysy azjatyckie. Niewielkie wspomaganie socjalne, ewentualnie tylko dla tych, którzy realnie i nie z własnej winy go potrzebują, gdyż im większe dotacje socjalne, tym mniej obywateli pracuje, mniej regulacji, niskie i proste podatki i wsparcie dla inwestycji. Obecnie Polska dopiero zaczyna się bogacić, a już przejadamy ten wzrost w postaci konsumpcji i wydatków rządowych, na które nas nie stać – a wszystko na kredyt. Kredyty można brać na inwestycje, a nie na konsumpcję. Te drugie to prosta droga, aby wpaść w spiralę zadłużenia, gdzie coraz więcej dochodu jest przeznaczane na spłatę odsetek i długu.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy