Giełda powołała Instytut Analiz i Ratingu w połowie 2014 r. Do tej pory instytucja nie nadała żadnego ratingu. Trudno się jednak dziwić – były to trzy burzliwe lata w dziejach warszawskiego parkietu. Przez ten czas GPW miała aż czterech prezesów, przyznawanie ocen wiarygodności kredytowej dla emitentów, których nie stać na kupienie ratingów od dużych agencji, zeszło na dalszy plan.
Czekając na rejestrację
Biorąc jednak pod uwagę kluczową rolę, jaką ma do odegrania rynek kapitałowy w planie Morawieckiego, projekt polskich ratingów powraca i to z dodatkowym wsparciem – w Instytut Analiz i Ratingu, oprócz GPW, zaangażowane będą Polski Fundusz Rozwoju i Biuro Informacji Kredytowej.
Kiedy możemy się spodziewać pierwszych ocen? – Instytut Analiz i Ratingu, do chwili rejestracji w Europejskim Nadzorze Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA), może przygotowywać i publikować analizy i raporty. Do tego się przygotowuje, rozwijając narzędzia analityczne i zespół. Będą one też stanowiły jeden z istotnych elementów wniosku rejestracyjnego. Niezbędnym warunkiem do wydawania przez IAiR publicznych ratingów jest jednak rejestracja w ESMA. Sam proces analizowania wniosku przez urząd nadzoru będzie trwał co najmniej trzy miesiące. Jak tylko procedura dobiegnie końca, Instytut zacznie publikować ratingi – mówi Wojciech Lipka, prezes IAiR.
Więcej niż tylko trzy litery
Choć pierwsze ratingi od giełdy każą na siebie czekać, eksperci nie przestali w nie wierzyć. – Rynek obligacji korporacyjnych w Polsce ma teraz bardzo dziwną strukturę – jest kilku czempionów emitujących euroobligacje, którzy mają ratingi – najczęściej wysokie – od dużych międzynarodowych agencji. To przykład banków, Orlenu, PGNiG, energetyki. Poza tymi spółkami jest otchłań. Użyłem tego słowa nieprzypadkowo – z perspektywy zagranicznych banków inwestycyjnych spółka bez ratingu nie istnieje. Niestety, agencje ratingowe przez lata działalności nad Wisłą nie wypełniły tej luki – oceniają tylko te podmioty, które stać na profesjonalną ocenę wiarygodności kredytowej, a więc największe spółki – tłumaczy Tomasz Puzyrewicz, niezależny analityk rynku obligacji korporacyjnych.
Dlatego polska agencja ratingowa, nienastawiona na szybki zysk, to bardzo dobra inicjatywa. – To będzie ogromny impuls rozwojowy, ratingi pomogą emitentom ocenić ryzyko, oszacować marżę. Inwestorom zaś pozwolą spojrzeć na spółki bardziej szczegółowo niż tylko przez pryzmat tego, czy emitent wykupi obligacje czy też nie. Dodatkowo trudno mi sobie wyobrazić sprawną realizację rządowego Programu Budowy Kapitału bez ożywienia rynku obligacji korporacyjnych – ratingi niewątpliwie w tym pomogą – uważa ekspert.